czwartek, 31 marca 2011

KAMPANIE SPOŁECZNE

 Ewelina Amanowicz


Niewielkie zmiany w ustawie

Polska posiada jedno z najbardziej restrykcyjnych praw antynarkotykowych w Unii Europejskiej. Wszelkie próby zmian w ustawach i przepisach niosą ze sobą konieczność informowania społeczeństwa o danym problemie tak by wywrzeć silniejszy wpływ na władzę,  która może to prawo zmienić…

          „Apel do parlamentarzystów”- pod takim hasłem  powstała kampania, która ma na celu wprowadzenie zmian w  ustawie dotyczącej posiadania narkotyków. Została ona zainicjowana przez sześć młodych osób, które domagają się wprowadzenia zmian w polskim prawie. Obecnie za posiadanie marihuany na własny użytek grozi nawet do trzech lat więzienia, jak twierdzą autorzy tej kampanii, taki wyrok jest jednoznaczny z uznaniem danej osoby za przestępcę. Takiej karze podlegają wszyscy bez wyjątku, często są to osoby młode, pracujące, które nigdy wcześniej nie weszły w konflikt z prawem.
Nowelizacja Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, znosząca karanie za posiadanie niewielkiej ilości narkotyków, czeka na uchwalenie od 2008 roku. Zwolennicy tej kampanii wysuwają różne argumenty na poparcie swojego stanowiska, między innymi to, że tzw. artykuł 62 kosztuje państwo polskie około 80 milionów złotych rocznie (przeprowadzanie procesów, działania policji). Jednocześnie nie gwarantuje on zmniejszenia problemu uzależnień.

fot. photos.com



         Ze statystyk polskiego resortu wynika, że o wiele więcej wyroków zapada za posiadanie drobnych ilości narkotyków niż za handel nimi. W ostatnich latach kilkanaście tysięcy osób skazywano rocznie za posiadanie narkotyków.  Rozwiązaniem problemu  polityki antynarkotykowej byłaby zmiana prawa tak, by sąd  mógł umorzyć  postępowanie jeszcze przed wszczęciem śledztwa bądź dochodzenia. Przyśpieszone umorzenie dotyczyłoby osób, u których znaleziono substancje psychotropowe "w ilości nieznacznej, przeznaczone na własny użytek".


         Problem radzenia sobie  z narkomanią, czy tzw. narkobiznesem, od zawsze był zmorą większości państw. Próbowano ograniczać podaż narkotyków lub popyt na nie, stosowano wszelkie formy prohibicji, aby w końcu dojść do wniosku, że dobrym  sposobem  osłabienia narkobiznesu, może być jego całkowita legalizacja. Wprowadzenie narkotyków do legalnego obiegu, obłożonych odpowiednio wysokim podatkiem, generowałoby co roku miliardy dla budżetów państw. 

            Legalizacja marihuany lub wycofanie surowych kar za jej posiadanie, budzi nadal wiele kontrowersji. Jak wiadomo, w niektórych państwach palenie jej nie jest objęte żadnymi zakazami. Wręcz przeciwnie - podkreśla się fakt, że marihuana jest znacznie mniej szkodliwa niż papierosy czy alkohol. Wiele znanych osobistości przyznało się do palenia marihuany.  Na potrzeby kampanii „Apel do parlamentarzystów” nakręcono spot reklamowy z udziałem Roberta Makłowicza, znanego z programów kulinarnych, który nawołuje do zmiany ustawy hasłem : „Nie gotujmy naszym dzieciom  takiego losu”. Całą akcję poparł m.in. Muniek Staszczyk oraz Marcin Meller. Kampania znalazła swoje miejsce także na Facebooku, gdzie liczba osób, które „Lubią to” ciągle rośnie. 

          Entuzjazm autorów kampanii i jej zwolenników musi się zmierzyć z argumentami przeciwników całej akcji. Niektórzy z nich wskazują na niedoprecyzowanie sformułowań: „nieznaczna ilość” i „na własny użytek”. Natomiast innych nie przekonują zwierzenia rokendrolowców przyznających się na forum do palenia marihuany  i podkreślających jej nieszkodliwość. Ponadto nie da się zaprzeczyć faktu, że większość Polaków wciąż popiera surowe kary za posiadanie nawet małych ilości narkotyków.

CYKL KULTUROWY

Kinga Kędziora

Hiszpania, czyli flamenco z przymrużeniem oka


Flamenco, corrida, gorące plaże, piękne kobiety i ogniści mężczyźni to pierwsze skojarzenia związane z Hiszpanią. Co jeszcze wiemy o Hiszpanii? Piłka nożna na wysokim poziomie. W jakie stereotypy wierzymy? Jak to naprawdę jest z tymi kobietami i mężczyznami?



            Hiszpania jest krajem bardzo zróżnicowanym kulturowo. Jest to wynik dawnego podziału na odrębne królestwa. Sama nazwa Hiszpania, oznacza „ziemię królików”. Możemy więc w Hiszpanii spotkać Baska, Katalończyka, Andaluzyjczyka czy mieszkańca Galicji. Poszczególni mieszkańcy utożsamiają się z kulturą własnego regionu.

            Flamenco, które jest obecnie sztandarowym elementem kultury Hiszpanii, pierwotnie był tańcem Cyganów andaluzyjskich. Obejmuje ono nie tylko taniec, muzykę i śpiew, ale także strój i zachowanie. Obecnie tradycyjne flamenco przejmuje coraz większe wpływy innych gatunków muzycznych, jak np. jazz czy rock. Kolejny element kultury to corrida – rytualne walki byków. Corrida dotarła do Hiszpanii dzięki Arabom. Najbardziej popularne są one na południu kraju i w Madrycie. Opinia o corridzie jest zmienna. Obecnie coraz częściej mówi się o negatywnym jej znaczeniu. Władze Katalonii, w jako pierwszym i jedynym regionie, wprowadziły zakaz corridy.
           
Hiszpania jest również znana z hucznego obchodzenia świąt, są to popularnie zwane
„fiesty”. Za najbardziej znane święto można uznać Semana Santa, obchodzone w czasie wielkiego tygodnia, w czasie którego przeprowadzane są widowiskowe procesje. Inne, znane święta to Las Fallas de San José z pokazami ognia, Feria de Abril z degustacją wina sherry i walkami byków, gonitwy byków w Pampalonie, największa fiesta San Fermin. Niektóre święta nie wiążą się z tradycją religijną. Za takie święto może być uznawane święto pomidorów, La Tomatina, podczas którego na ulicach miasta Buńol odbywa się wielka bitwa na pomidory.

            Z wszystkimi świętami związane jest wielkie ucztowanie. Kuchnia hiszpańska słynie ze specjalności regionalnych. Tortilla, gazpacho, paella, topaz to jedne z najbardziej charakterystycznych potraw hiszpańskich. W kuchni hiszpańskiej spotkać można wiele przypraw, m.in. oregano czy szafran. Nieodłącznym elementem jest również wino, którego w Hiszpanii jest wiele rodzajów. Oprócz tradycyjnego wina można tu spotkać słynną regionalną Sangrię, czyli czerwone wino z dodatkiem cytrusów i lodu. Nie można również zapomnieć o wielości owoców morza. Hiszpanie z natury nie lubią jadać w domu. Jedzą zwykle w większych grupach w restauracjach. Wyznacznikiem popularności baru, czy restauracji jest ilość śmieci, jaka znajduje się na podłodze. Nie wynika to z niechęci Hiszpanów do sprzątania, ale zwyczajnie z braku czasu.

            Jak w społeczeństwie hiszpańskim widziana jest kobieta, jak widziany jest mężczyzna? Pierwszą rzeczą, z jaką można się spotkać w Hiszpanii, to to, że na przywitanie Hiszpanie nie podają ręki, a całują się w policzki. Ich ulubionym powiedzeniem jest „mañana”, czyli „jutro”, co oznacza, że Hiszpanie z reguły nigdzie się nie spieszą i jeśli mają okazję do zabawy, potrafią przełożyć swoje obowiązki na później. Hiszpanie znani są z tego, że są bardzo rozrywkowym narodem, w związku z tym znane są ich cechy, takie jak niepunktualność i głośne zachowanie, które jednak w samej Hiszpanii nie są zbytnio potępiane. Hiszpanie są żywiołowi, spontaniczni, weseli i towarzyscy. Hiszpanki, jak wynika z ankiety Hiszpańskiego Instytutu Badania Opinii Publicznej, uważają, że trudno jest pogodzić życie zawodowe z rodzinnym; coraz mniej kobiet poświęca się opiece dzieci i zadaniom gospodyni domowej, stawiając na karierę. W związku z tym w kraju tym jest najniższy wskaźnik urodzeń w Europie. Dla Hiszpanek najważniejsze są pieniądze, praca, zdrowie, a dopiero potem miłość. Kobiety wciąż czują, że nie są stawiane na równi z mężczyznami i nie są doceniane zawodowo. A jak to jest z mężczyznami? Mężczyźni chętnie komentują urodę kobiet, nawet tych mijanych na ulicy. Są bardzo eleganccy i uważani za najbardziej atrakcyjnych i przystojnych w Europie. Według Hiszpańskiego Instytutu Statystycznego przeciętny Hiszpan nie pomaga w pracach domowych, zdecydowana większość jednak majsterkuje i wyprowadza psy. A co myślą Hiszpanie? Uważają swój kraj za najlepszy, rzadko chcą wyjeżdżać za granicę i się wyprowadzać. Twierdzą również, że są gościnni i solidni. Są dumni z siebie i swojej ojczyzny.

            Stereotypy krążące na temat Hiszpanów są bardzo różne. Zaczynając od tego, że uważa ich się za gadatliwych i powolnych, kończąc na chętnym odwoływaniu się do stereotypów. Najczęściej wymienianą cechą, jaką określany jest Hiszpan, to ognisty temperament i zamiłowanie do zabawy. Mówi się również, że są ogromnymi egoistami i indywidualistami. Uznawani są również za naród niezwykle tolerancyjny i rodzinny. Rodzina hiszpańska stawia na tolerancję i oddanie.

            Pisząc o Hiszpanii nie można zapomnieć o tym, że Hiszpanie bardzo mocno angażują się w przeróżne wydarzenia sportowe. Ich ulubionym sportem jest piłka nożna. Również corridę można uznać za sport, dzięki czemu Hiszpanie mieli możliwość połączenia piłki nożnej i corridy właśnie – tak powstała piłkarska corrida. Inne sporty, które fascynują Hiszpan to piłka ręczna i koszykówka. Hiszpanie w wielu dziedzinach sportowych osiągają świetne wyniki.

            W Polsce istnieje wiele organizacji związanych z Hiszpanią. Jedną z nich jest Koło Hiszpańsko-Polskie działające na KUL-u. Promuje ono kulturę hiszpańską i stara się zacieśniać stosunki z tym krajem. Jest to organizacja międzywydziałowa, która pozwala zrozumieć mentalność Hiszpan. KHP organizuje różnego rodzaju spotkania pozwalające poznać Hiszpanię.

            Hiszpania jest pięknym krajem o bogatej tradycji. Aby poznać jego kulturę, tradycję, mentalność, trzeba tam po prostu pojechać. Pojechać, zobaczyć, poznać i pokochać.

WOJNA PŁCI

                                                                                                      Małgorzata Skóra


Between the lines… -  female writers off the leash

Blurb:
In the 21st century, with the experiences of the movements of the 1960’s and 70’s, these are not men that order their wives to come to their senses, stop scribbling and go back to cleaning the house they’ve built, watering the tree they’ve planted and changing diapers to children they’ve conceived. These are other women, literary women, who organise witch-hunts for Chardonnay fans – writing about losing a guy and finding a job – aka “the chicks”. Who will win the war? Nobody knows! Both sides don’t mince their words and look charming while going for the kill. 


Literature, no matter whether it was just a story about great heroes told by the fire, a medieval propagandist pamphlet, a romantic love poem or a plebeian novel, was predominantly, not to say exclusively, created by men and constituted an essential part of the cultural heritage of a male-governed community. At present, it can be said that literature is not only a cultural phenomenon but it is a subject of constant academic research, and also a thriving business. A novel, a genre[1] used to hold in contempt, nowadays enjoys the greatest diversity and popularity on the market. One of the novelties is a type called “chick lit” defined as “novels that are intended for women, often with a young, single woman as the main character” (Oxford Advanced Learners Dictionary) – you certainly now titles such as Bridget Jones’s Diary by Helen Fielding or Confessions of a Shopaholic by Sophie Kinsella. Books by women for women seem to be dreams come true for legions of active feminists and also for ordinary women in want of a book written by an understanding female soul. However, chick lit books are looked down on by, surprisingly, not chauvinistic men but by most of feminist critics and non-chick-lit writers in opposition to readers thanks to whom the books are bestsellers.

The criticism generated by this new genre lays bare the fact that female authors writing about things important to them are still considered more as scribblers[2] than authors. This kind of criticism has its long tradition. For instance, George Eliot’s essay “Silly Novels by Lady Novelists” published in 1845 ridicules[3] her female contemporaries writing in an elevated style about love, home and, what is for Eliot “the most pitiable”, about religion, philosophy and morals. Maybe she was afraid that women would always be referred to, according to Mazza notes, as “women writers” and not simply “writers” (“Who’s Laughing Now?” 28). It seems that these anxieties[4] have become our reality since chick lit authors diminish themselves saying “I sold my first novel, but it’s only chick lit” (qtd. in Davis-Kahl 2). It sounds like a statement of a humble[5] housewife in the 19th century and not of a writer living in the liberated 21st century.” Men are taken seriously when they write about the female half of the world – and women aren't taken seriously when writing about themselves…” (Steinem), therefore feminists, criticizing women writing about their sex, seem to contradict themselves and behave like nineteenth-century matrons guarding the morality of a nation. Virginia Woolf’s statement from A Room of One’s Own can defend a chick lit writer:

Speaking crudely, football and sport are “important”; the worship of fashion, the buying of clothes “trivial”. And these values are inevitably transferred from life to fiction. This is an important book, the critic assumes, because it deals with war. This is an insignificant book because it deals with the feelings of women in a drawing–room[6]. (qtd. in Davis-Kahl 3)

Although the drawing-rooms were abandoned for the fancy downtown offices and fashionable clubs, the war between women is in full swing[7]. John Ezard cites in his article critical opinions of many world-class authors such as: Beryl Bainbridge, who describes chick lit as “froth[8]” and a waste of time; for Doris Lessing (Nobel Prize winner in 2007) the novels are “instantly forgettable” and she thinks that women should write about their real lives and not about “these helpless girls, drunken, worrying about their weight and so on”; Celia Brayfield criticizes publishers for whom an ideal author is “a twentysomething babe … who will look hot posing naked in a glossy magazine”; only Jeanette Winterson has “no problem” with the genre. Being far from undermining their literary authorities, Jenny Colgan is right with her quite sound argument that they are, speaking crudely, too old to understand modern women (qtd. in Guenther). Meeting with such opinions, no wonder that chick lit authors write about heroines lost in the world of still competing feminism and patriarchy. Women expected to be ideally “both Madonna and whore” (Lehmann in Baratz-Logsted 235) deserve to forget about their “everyday reality for a few hours and … smile” (Siplin in Baratz-Logsted 87). If reality is grim, what is wrong with more ironic, humorous look embellished with [9]the “feel-good world of Happy Ever Afters” (qtd. in “Biography”).

Intriguing can also be the question of money and a war between two anthologies: This Is Not Chick Lit edited by Elizabeth Merrick and This Is Chick Lit edited by Lauren Baratz-Logsted. “…Serious books by women were edged further off [10]the front display tables by these knockoffs[11] of Bridget Jones's Diary, and then it just got harder and harder to find literary works by women … there is an amazing flourishing of women literary writers at the moment that is being obscured by a huge pile of pink books with purses and shoes on the cover” - these are the opinions of Merrick quoted by Olen. If a women, an editor, a significant figure in the literary world dismisses other women writers, who do not meet her standards, how it is possible to gain recognition for women’s writing if they - women themselves - do not respect each other. “Publishers Weekly was estimating more than 200 chick-lit tales were being published annually[12]” (Olen). It is true that chick lit is widely published and popular and maybe this is the biggest worry of the “literary writers”. They feel better because their exclusiveness and literariness means elite and not fraternizing[13] with the dirty crowd. Yet this crowd chooses and pays, gives fame and fortune. Possibly, it was the money that provoked the fury of the “literary writers”. They even used “chick lit” phrase to title their anthology taking advantage of its popularity.
           
       I do not claim that every chick lit book will be an adventure to read or unforgettable experience but not every so to say literary book will be either. Chick lit is a significant modern literary female phenomenon and without deeper insight[14] into the matter cannot be hastily dismissed. The genre is hotly debated [15]and ardently criticized [16]nevertheless, “although the literary merit of these novels is questionable, the genre’s status as a media icon is not” (Harzewski 33). The novels are pejoratively called mass culture but “mass cultural texts are both a creation of culture, and create culture (…) [so] the failure to take these fictional characters seriously is a failure to take real women’s similar anxieties seriously” (Slooten).  For some it is also a great entertainment and escapism and I do not see a reason to condemn them. I agree with Davis-Kahl that chick lit is a strong part of modern culture and its success should be documented in libraries and on our bookshelves (10). After all, “women burnt their bras” for us (Nathan 134) to be free, to have the right to write and to read whatever we want.  




Works Cited
Baratz-Logsted, Lauren, ed. This Is Chick Lit. Dallas: Benbella Books, Inc, 2005.
“Chick lit”. Oxford Advanced Learners Dictionary. 7th ed. Oxford UP, 2005.
Davis-Kahl, Stephanie. “The Case for Chick Lit in Academic Libraries.” Collection Building 27.1 (2008): 18-21. 12 November 2010 <http://works.bepress.com/cgi/
viewcontent.cgi?article=1000&context=stephanie_davis_kahl>.
Eliot, George. “Silly Novels by Lady Novelists.” October 1856. The Westminster Review. 12 November 2010. <http://webscript.princeton.edu/~mnoble/eliot-texts/eliot- sillynovels.html>.
Guenther, Leah. “Bridget Jones’s Diary: Confessing Post-feminism.” 2006. Bridget        Archive. 12 November 2010. <http://bridgetarchive.altervista.org/confessing.htm>.
Harzewski, Stephanie. “Tradition and Displacement in the New Novel of Manners.” Chick        Lit: The New Woman’s Fiction. Eds. Suzanne Ferris and Mallory Young. New York & London: Routledge, 2006. 29-46.
Mazza, Cris. “Who’s Laughing Now? A Short History of Chick Lit and the Perversion of a       Genre.” Chick Lit: The New Woman’s Fiction. Eds. Suzanne Ferris and Mallory         Young. New York & London: Routledge, 2006. 17-28.
Nathan, Melissa. Acting Up. London: Arrow Books, 2008.
Olen, Helaine. “The Trouble With Chick Lit.” 11 August 2006. AlterNet. 12 November 2010            <http://www.alternet.org/story/40170/?page=1>.
Slooten, Jessica L. Van, “A Truth Universally (Un)Acknowledged: Ally McBeal, Bridget Jones’s Diary and the Conflict between Romantic Love and Feminism.” 2006. Bridget Archive. 12 November 2010. <http://bridgetarchive.altervista.org/unacknowledged
_truth.htm>.




[1] Gatunek literacki
[2] Gryzipiórek, pismak
[3] Drwić, szydzić
[4] Obawy
[5] Pokorny
[6] Salon
[7] W pełni działania, rozwoju
[8] Puste słowa, paplanina
[9] Ozdobiony, upiększony
[10] Zepchnąć
[11] Podróbka
[12] Rocznie
[13] Bratanie się
[14] Wgląd
[15] Burzliwie dyskutowany
[16] Zagorzale krytykowany

WOJNA PŁCI

Łukasz Lewicki


Permanentna maskulinizacja władzy?


Mężczyźni rządzą światem, a mężczyznami…Czy rzeczywiście?

W podziale na rodzaje  władzy (instytucjonalna, grupowa, ekonomiczna, polityczna i osobista), spośród jej wielu uwarunkowań, bardzo często wymienia się płeć. I wydaje się, że jedynie w zakresie władzy osobistej, która może być pojmowana jako zdolność do wpływania na innych, zdolność do współżycia z innymi i zdolność do realizacji własnych celów, „płeć piękna” może wygrywać z „płcią brzydką”. Mężczyźni, posiadając większą od kobiet władzę opartą na metodzie „kija i marchewki”, wynikającej z ich przewagi siły fizycznej, niemal na całym świecie dysponują większą ilością dóbr i zasobów. Mężczyźni częściej niż kobiety są uznawani za ekspertów, niezależnie od ich rzeczywistego stanu wiedzy i umiejętności, bowiem wobec kobiet stosowane są podwójne standardy, z których wynika, że, by kobiety zostały uznane za kompetentne, powinny znacznie przewyższać osiągnięciami mężczyzn. Mężczyźni mają większą władzę legitymizacyjną, gdyż zajmują stanowiska wiążące się z lepszym prestiżem i statusem społecznym. Jednak sytuacja zmienia się w przypadku tzw. władzy odniesienia, opartej na lubieniu i identyfikacji – tu władza zależy od umiejętności interpersonalnych, a kobiety częściej niż mężczyźni uważane są za ciepłe, ekspresyjne, wyrozumiałe i współczujące. Nic zatem dziwnego, iż ten rodzaj władzy jest najbardziej dostępny kobietom.



Warto wiedzieć, że władzę w relacji dwóch osób, a więc mężczyzny i kobiety, należy ujmować wielowymiarowo; różnice w różnych rodzajach władzy wzajemnie się wzmacniają. Inny z klasyfikacji rodzajów władzy to władza „nad” i władza „spod”. Ta ostatnia nazywana jest także „siłą słabości” – umiejętność rozumienia i wrażliwości na innych ludzi – i oczywiście jest przypisywana kobietom. Ponadto, jeżeli chodzi o sygnalizowanie za pomocą mowy ciała o posiadaniu władzy, to mężczyźni częściej niż kobiety, nie posiadając władzy, zachowują się, jakby ją mieli. Kobiety natomiast, nawet gdy posiadają władzę, częściej zachowują się, jakby jej w rzeczywistości nie sprawowały. Mężczyźni częściej niż kobiety charakteryzują się dominacją wzrokową (przewaga patrzenia na rozmówcę podczas mówienia nad czasem patrzenia na rozmówcę podczas słuchania). Jeżeli chodzi o uśmiech, to jako osoby o niższej pozycji częściej uśmiechają się kobiety, szczególnie tzw. sztucznym uśmiechem (co ciekawe zarówno mężczyźni jak i kobiety chętniej uśmiechają się do przedstawiciela płci przeciwnej;))

W dotykaniu innych i zajmowaniu większej przestrzeni (oznaka posiadania władzy) częściej przodują mężczyźni. Kobiety wybierają taką pozycję ciała, która umożliwia zajęcie mniejszej przestrzeni, mężczyźni przeciwnie – z szerokim rozstawieniem nóg i ramion. Mężczyźni rzadziej niż kobiety ustępują miejsca w przejściu i rzadziej przechodzą na drugą stronę ulicy.

Sposób ubierania się mężczyzn podkreśla ich siłę, kompetencje i władzę. Typowo kobiecy ubiór, jak obcisła odzież, buty na wysokich obcasach, czyni kobietę słabą – nie ułatwia ani siedzenia ani poruszania się, chyba, że chodzi o władzę nad mężczyznami w postaci sex appealu – długie włosy, krótkie spódniczki, dekolty. Dlatego kobietom poleca się męski sposób ubierania się (garnitury i garsonki) oraz ukrywanie ich atrybutów kobiecości.

Mężczyźni, jako osoby posiadające władzę, mówią dłużej niż kobiety, częściej ośmielają się przerywać innym, odpowiadają na pytania skierowane do kogoś innego, a forma ich wypowiedzi ma charakter zdecydowany i kategoryczny. Kobiety często skłonne są do osłabiania siły swej wypowiedzi, przez używanie trybu przypuszczającego np. „powiedziałabym, że…” i używanie takich słów jak „trochę”, „być może”, „właściwie”. Kobiety więcej milczą, stawiają więcej pytań, sygnalizując gotowość do słuchania. Podczas prowadzenia negocjacji kobiety bardziej skupiają się na współpracy przy rozwiązywaniu problemu, mężczyźni tymczasem skupiają się na forsowaniu swego stanowiska- formułując swe życzenia i polecenia wprost. Natomiast kobiety oczekują, że ich oczekiwania zostaną odgadnięte, częściej też pomniejszają własną wartość, m.in. przez niepotrzebne przepraszanie, żarty na swój temat, tłumaczenie się oraz podkreślanie własnego konformizmu. Języki kobiet i mężczyzn są odmienne, ten pierwszy zawiera liczne komunikaty, pośrednie wątpliwości, pytania, sugerując niejako braki w kompetencjach oraz sygnalizując niepewność siebie. „Męski” język jest agresywny, asertywny i bezpośredni, charakterystyczny dla osób posiadających władzę.

Podsumowując, istnieje związek pomiędzy władzą a płcią, na korzyść mężczyzn zwanych władcami statusu, co oznacza, że bycie mężczyzną jest niemal równoznaczne z posiadaniem władzy. Jak wykazaliśmy w artykule, w władzy osobistej panuje względna równowaga. Mężczyźni oczywiście pewni swej siły wykazują agresję i skłonność do dominacji, w końcu jak mówi przysłowie buriackie Lwu nie jest potrzebna lisia chytrość. Kobiety bynajmniej nie są na straconej pozycji – ich siłą jest siła „słabości”, a zdolność rozumienia, empatii i nastawienie na współpracę procentuje o wiele szybciej sukcesami w relacjach interpersonalnych, a w życiu prywatnym, przy użyciu sex appealu, mogą nawet zdominować mężczyzn..

WOJNA PŁCI

Dorota Fijałkowska

Kobiety na politechniki

           
Parafrazując propagandowe hasło PRL-u chcieć znaczy móc. Politechnika nie jest już miejscem zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla mężczyzn, ale pojawia się na niej coraz więcej dziewczyn. Świadczy to o tym, że one też mogą być dobre z przedmiotów ścisłych, takich jak matematyka, fizyka czy chemia. Coraz więcej dziewczyn studiuje na kierunkach matematycznych i przyrodniczych, a na kierunkach stricte humanistycznych obserwujemy zjawisko raczej odwrotne. Nie uwzględniając tzw. niżu demograficznego i ogólnego spadku liczby kandydatów na studia jest to intrygujące zjawisko. Czy nauki ścisłe przestają być domeną mężczyzn? 


            Odnoszę wrażenie, że jednak jeszcze długo nią pozostaną. Dziewczyny zaczęły myśleć podobnie jak mężczyźni. Są one ukierunkowane jednotorowo, skupiają się na jednej konkretnej rzeczy, ale nie rezygnują z innych rzeczy. Mają czas na swoje pasje i zajęcia dodatkowe. Wszystkich studentów na Politechnice Lubelskiej jest 10 tys., z czego niecałe 25% stanowią dziewczyny. Największą popularnością wśród studentek cieszy się Wydział Zarządzania (ponad 60%), a najmniejszą Wydział Elektrotechniki i Informatyki (niewiele ponad 5%). W porównaniu z latami wcześniejszymi jest lepiej, ale nie ma tu na razie mowy o parytetach. Jedno jest jednak niezaprzeczalne – kobieta na politechnice to kobieta sukcesu. Kobieta, która wie w jakim kierunku ma zmierzać jej życie. Kiedyś złośliwie się mawiało, że dziewczyny na politechnice szukały mężów, teraz można powiedzieć, że to raczej panowie szukają tam żon. Ciągle mamy jeszcze do czynienia z kierunkami typowo sfeminizowanymi takimi jak pedagogika, czy też administracja, na których jest stosunkowo mało mężczyzn. W ostatnich latach takim kierunkiem stała się również socjologia. Zmiana nastąpiła jeśli przyjrzymy się sytuacji na historii. Obecnie na KUL na pierwszym roku studiuje 59 osób, z czego tylko 10 to dziewczęta. Warto się zastanowić co jest przyczyną takiego zjawiska. Czy jest to spowodowane swoistą zamianą ról kobiet i mężczyzn? Czy raczej mamy do czynienia z sytuacją, kiedy każdy studiujący wybiera kierunek, który na prawdę go interesuje?

            Zważywszy na to, że kobiety w Polsce mogą studiować dopiero od 1894 roku (dla porównania, kobiety w Chinach mogą studiować od 1920), wzrost liczby studentek na kierunkach kiedyś zarezerwowanych wyłącznie dla mężczyzn jest imponujący. Nie zmienia to faktu, że dominującą grupą na takich uczelniach czy kierunkach są panowie. Każdy ma prawo studiować to, co uważa za najodpowiedniejsze i najwłaściwsze dla siebie.  

            Obecnie jesteśmy świadkami wszechogarniającej nas konkurencji i rywalizacji. Nie tylko w odniesieniu do podziału na kobiety i mężczyzn, ale również, a może nawet przede wszystkim w granicach obu płci. Nikogo już nie dziwią nieuczciwe poczynania wobec konkurentów. Są one traktowane przez wielu z nas jako coś naturalnego. Swego czasu można było jednoznacznie stwierdzić, czy kobiety i mężczyźni (przyjmując taki podział) są konkurentami lub też sprzymierzeńcami. Aktualnie jest możliwe pokuszenie się o stwierdzenie, iż kobiety konkurują bardziej ze sobą niż z mężczyznami. Nie twierdzę, że taka konkurencja nie występuje w przypadku mężczyzn, niemniej jednak w tej sytuacji obserwujemy niejako wrodzoną potrzebę konkurowania między sobą. Z łatwością owo zjawisko można zaobserwować na uczelni. Nie trzeba być fenomenalnym obserwatorem, żeby to zauważyć. Polecam na jakichkolwiek ćwiczenia przyjrzeć się temu jak panowie reagują na wypowiedź kolegi, wobec którego czują potencjalną chęć konkurencji i vice versa, jak panie reagują w takiej sytuacji. Nie bierzemy oczywiście pod uwagę osób, które mają lekki, żeby nie powiedzieć lekceważący stosunek do wszystkiego łącznie ze studiami, a może przede wszystkim studiami.


            Rezultaty tego przedsięwzięcia mogą być na prawdę interesujące. Osobiście uważam, że taka konkurencja jest niepotrzebna żadnej ze stron, jednakże jest ona pewnego rodzaju wymogiem świata, w którym egzystujemy. Świata, w którym liczy się znacznie bardziej to, co osiągnę niż w jaki sposób. Taka cecha charakteru nie musi być jednoznacznie brana za negatywną, a wręcz przeciwnie – może okazać się przydatna. „Kobiety na politechniki” to oczywiście trochę żartobliwe podejście do tematu, ale środowisko męskie, jakie bez wątpienia nadal funkcjonuje tam w znacznym stopniu, wymaga siły przebicia. Mam wrażenie, że dziewczyny po politechnikach odnoszą sukcesy zawodowe i osobiste, ponieważ swego rodzaju "szkoła przetrwania", jaką przeszły, wykształciła w nich przekonanie, że jeśli zechcą to są w stanie wykonać rzeczy na pozór nie do zrobienia. Panowie na kierunkach humanistycznych nie przechodzą takiej "szkoły", ale to nie oznacza braku motywacji w działaniu zmierzającym do osiągnięcia przezeń ich zamierzeń. 

            Właściwie nie jest ważne kim jesteśmy. Kobieta czy mężczyzna – to właściwie nie ma większego znaczenia. Ważne jest, abyśmy spełniali się w tym, co nas interesuje, żebyśmy nie byli dla siebie wrogami, ale raczej sojusznikami.
           

WOJNA PŁCI

 Karol Marszałek


Parytet płci  –  czy o taką równość nam chodzi?

Ostatnimi czasy, głównie wśród feministek, pojawił się postulat parytetu wyborczego, czyli wyrównania liczby kandydujących kobiet i mężczyzn. Czy w czasach, kiedy bierne prawo wyborcze przysługuje każdemu bez względu na płeć, potrzeba dalszych korekt prawnych, w których płeć odgrywa główną rolę?
 Parytetem nazywamy zasadę równości proporcji. Ma ona zastosowanie w wielu sferach życia. Parytet, o który walczą feministki zakłada, iż na listach wyborczych powinna być równa liczba kobiet i mężczyzn. Tłumaczą to koniecznością „wyrównania wielkiej społecznej niesprawiedliwości trwającej od wieków”. Nie da się zaprzeczyć temu, że pozycja społeczna kobiet nie zawsze była równa mężczyznom czy temu, że nie zawsze miały one stosowny wpływ na życie społeczne czy politykę. Nie usprawiedliwia to jednak złego rozumienia równości, które moim zdaniem bardzo często towarzyszy postulatom feministek.

fot. wprost

Dekretem Józefa Piłsudskiego 28 listopada 1918 roku kobiety w Polsce uzyskały prawa wyborcze. Oczywiście nadal musiało upłynąć wiele czasu, aby kobiety uzyskały inne znaczące prawa, jednak ciężko przecenić znaczenie tego wydarzenia. W wielu aspektach życia społecznego równość płciowa jest słusznym, a nawet koniecznym postulatem, jednak warto zastanowić się, czy podział płciowy zawsze jest tym najważniejszym.
W społeczeństwie czymś oczywistym jest mnogość grup społecznych, a co za tym idzie mnogość poglądów politycznych, ekonomicznych, moralnych etc. Wśród tak ogromnej liczby różnego rodzaju postaw podział na płeć nie wydaje mi się wcale najważniejszym, nawet nie jednym z najważniejszych. Próba wyrównania szans wszystkich takich podziałów poprzez parytety jest z góry skazana na niepowodzenie. 
Często mówi się, iż demokracja nie jest najlepszym ustrojem, jednak do tej pory nie wymyślono lepszego. Pomimo takiej powszechności demokracji nadal w społeczeństwie często nie jest ona do końca rozumiana, z czego wynikają nieporozumienia. Nie zakłada ona równości wszelkich poglądów, lecz równe szanse – teoretyczny brak barier w ich głoszeniu. W polityce najważniejsze są właśnie poglądy, a nie płeć, więc skoro na listach wyborczych danej partii jest przewaga mężczyzn, to istnieje ona właśnie dzięki demokracji – dzięki temu, że czyjeś poglądy czy postawy zyskują większe poparcie niż innych. Jeśli ktoś poprzez swój głos wyborczy daje upust swym przekonaniom względem płci, to też jest jego demokratyczne prawo. Dlatego właśnie parytet na listach wyborczych byłby sprzeczny z zasadami demokracji – byłby on sprzeczny z fundamentalnymi zasadami demokracji.
Moim zdaniem bardzo ważna jest świadomość faktu, iż w różnych sferach życia publicznego liczą sie różne cechy. Takie, które na co dzień wydają nam się fundamentalne, np. w polityce, nie mają już tak dużego znaczenia. Demokracja pomimo swej powszechności nadal jest swoistą „umową społeczną” i uznanie jej jako nadrzędnej zasady w ustroju społecznym wcale nie sprawia, że wszystkie poglądy nagle stają się słuszne. Nierówności w pozytywnym znaczeniu są nieodłącznym elementem życia, dlatego równości należy szukać jedynie tam, gdzie jest ona potrzebna, a nie wszędzie i „na siłę”. W ten sposób w polityce najważniejsze powinny być poglądy polityczne osób, które kandydują, a nie ich płeć czy stan cywilny.


WOJNA PŁCI

Emilia Ostapińska


Feminizm – nowym komunizmem?

Istnieje wiele teorii dotyczących związku feminizmu z komunizmem. Można uznać, że obie ideologie są lewicowe, o charakterze utopijnym, dążące do stworzenia nowego porządku społecznego. Jednak czy to wystarczające powody, aby je ze sobą łączyć?


W najkrótszym ujęciu, feminizm jest to ideologia i ruch społeczny związany z ruchem równouprawnienia kobiet. Natomiast komunizm to system ideologiczny postulujący uspołecznienie własności prywatnej. Działaniem przeciwko feminizmowi jest dyskryminacja kobiet, natomiast przeciwko komunizmowi – dyskryminacja robotników. Wrogiem jest tu z jednej strony mężczyzna, uciskający zniewoloną kobietę, a z drugiej burżuazja, która wykorzystuje proletariat. Celem obu nurtów jest równość. Jednak jest to pozorna równość, ponieważ w gruncie rzeczy ma prowadzić do pogorszenia sytuacji jednej grupy ludzi na rzecz drugiej. Środkami do celu ma być uświadomienie, a więc sprawienie, aby uciskana grupa poznała prawdziwe oblicze swojej sytuacji i podjęła walkę z uciskiem. Walka ma opierać się na agresywnym działaniu, proteście i rewolucji, zarówno w umyśle ludzi, jak i w ich życiu. 


 

       Wszystkie wyżej wymienione podobieństwa mogą świadczyć za tezą, iż feminizm jest współczesną „kalką komunizmu”, jak twierdzi badacz zagadnienia, M. Kołodziejczyk. Feminizm jest dość szerokim ruchem, który ma wiele różnych odmian, natomiast komunizm jest w swojej istocie częścią szerszego nurtu myślowego, socjalizmu. Stawiam więc tezę, że porównanie w uogólnieniu feminizmu do komunizmu jest nie do końca uprawnione. A także, stwierdzam, że ciekawe byłoby zbadanie podobieństw i różnic pomiędzy komunizmem a femizmem egzystencjonalnym, który jest jedną z odmian feminizmu ogólnego. Dlaczego akurat ta odmiana feminizmu?


    Nazwa feminizmu egzystencjonalnego jest związana z nurtem filozoficznym – egzystencjonalizmem, z którego to czerpie terminologię. Nazwiskiem, które powinno się od razu kojarzyć z tym nurtem feminizmu, jest nazwisko Simone de Beauvoir. Simone, partnerka życiowa i współpracownica Jean–Paul Sartre´a urodziła się 9 stycznia 1908 roku w Paryżu. Pisarka, filozofka i feministka buntowała się przeciwko stereotypom. Jej poglądy u jednych budziły podziw, u drugich niechęć, ale nigdy obojętność. Autorka posługiwała się terminologią egzystencjonalistyczną, mówiła, że kobieta jest „bytem dla siebie”, a także „Innym” względem mężczyzny. Jeżeli Inny jest zagrożeniem dla Ja, to kobieta jest zagrożeniem dla mężczyzny, więc jeśli mężczyzna chce zachować wolność, musi podporządkować sobie kobietę. Kobieta powinna walczyć o swój rozwój, jednak role, które spełnia, ograniczają jej możliwości.
Komunizm w terminologii egzystencjonalnej ujmowałby klasę burżuazyjną w kategoriach „bytu dla siebie” czy „Innego”, która jest zagrożeniem dla klasy pracującej. Klasa pracująca powinna wyjść z ograniczeń jakie stworzyła burżuazja, powinna dążyć do transcendencji. Podejmowanie działania wypływa ze struktury istnienia, z potrzeby przekraczania siebie, dążenia do transcendencji. I to właśnie stanowi sens ludzkiej egzystencji, która sama z siebie takiego sensu nie posiada. Jak pisze Simone de Beauvoir, „każda jednostka, która czuje potrzebę usprawiedliwienia swojej egzystencji, odczuwa ją jako nieskończoną dążność do przekraczania siebie samej, to jest do transcendencji”. Równolegle z transcendencją występuje dążność do zatracenia się w immanencji, do rezygnacji z wolności, ucieczki przed nią, uznania się za przedmiot. Pragnienie zatracenia się w immanencji realizuje się albo poprzez zgodę na uprzedmiotowienie dokonane przez inną świadomość, albo poprzez samouprzedmiotowienie.
Feminizm egzystencjonalny ma więcej wspólnego z komunizmem głównie w tym, że całą uwagę koncentruje na znaczeniu jednego bytu w kontekście innego. W obu nurtach myślowych są wyróżnione dwie konkretne kategorie istnienia, pomiędzy którymi toczy się walka. Feminizm w różnych odmianach walczy o prawa nie tylko kobiet, ale także o prawa mniejszości seksualnych, etnicznych, rasowych czy o ochronę środowiska. Feminizm jako całość to swoista mozaika różnych ideologii, które w jednym aspekcie idealnie wpasowują się w ideologię komunistyczną, a w innym zupełnie z nią nie korespondują.


WOJNA PŁCI

Magdalena Szałyga



Pierwsze słowo dziecka: „mama” czy „tata”, czyli o macierzyństwie i ojcostwie słów kilka


Kiedy dziecko przychodzi na świat wszystko się zmienia. Życie dwóch ludzi wywraca się do góry nogami. Dla kobiety jest to szczególna przemiana, z którą oswajała się przez dziewięć miesięcy, ale dla mężczyzny jeszcze większa, bo dociera do niego w momencie przyjścia na świat dziecka.


Myśląc o roli kobiety i mężczyzny, jaką pełnią będąc rodzicami, mamy przed oczami obrazek z dzieciństwa – dziewczynki bawiące się w dom, naśladujące swoje mamy, przebierające lalki i traktujące je jak swoje dzieci oraz chłopcy biegający za piłką, skaczący po drzewach, szukający wielu przygód. Ten obraz ukształtował się w naszej świadomości i przekłada się na typowy obraz małżeństwa. Ona –  przykładna matka, wychowująca gromadkę dzieci i on – zapracowany, „polujący”, walczący o utrzymanie rodziny. Owszem, zgadzam się z tym, bowiem macierzyństwo wpisane jest w naturę kobiety, tak jak uczuciowość, emocjonalność, które są niezbędne do budowania prawdziwego ogniska domowego, natomiast mężczyzna ma budować poczucie bezpieczeństwa i zaufania. Jednak nie należy zapominać o tym, że on także pełni wielką rolę w wychowaniu dziecka. Obecność matki i ojca jest bardzo istotna w prawidłowym rozwoju psychicznym i fizycznym każdego dziecka.

Przez jakiś czas, zwłaszcza w Polsce, panowało przekonanie, że to właśnie matka ma być tą, która po narodzinach dziecka idzie na urlop macierzyński i zajmuje się nim przez dłuższy okres czasu. Niedawno jednak rozgorzała na nowo dyskusja na temat urlopów macierzyńskich i pojawiła się propozycja urlopów wychowawczych dla tatusiów. Moda ta przyszła do nas z Zachodu (zresztą jak większość różnych nowości); uważam, że w tym przypadku jest trafiona. Jeszcze jakiś czas temu można było spotkać ironicznie uśmiechniętych ludzi, słyszących, że ojciec jest na urlopie wychowawczym i zajmuje się dzieckiem. Teraz taki model się upowszechnia. Ku zaskoczeniu wielu, coraz więcej tatusiów decyduje się na taki krok. Rola ojca w procesie wychowawczym posiada wiele swoistych cech, których w żaden sposób nie jest w stanie zastąpić matka.  

Mały odkrywca przemierza ścieżki życia w poszukiwaniu nowych doświadczeń i to ojciec powinien być jego przewodnikiem, który wskazuje mu właściwą drogę. W przyszłości to zaowocuje tym, że jako dorosły człowiek będzie radził sobie z podejmowaniem różnych trudnych decyzji, w szkole, na studiach, w pracy. Uczy to też odwagi, pewności siebie, samodzielności i przetrwania w życiu, tak jak w puszczy, gdzie trzeba walczyć o wszystko. Chłopcy mający dobre relacje z ojcem, w dorosłym życiu lepiej identyfikują się z własną płcią. Dziewczynki natomiast umieją radzić sobie w kontaktach z mężczyznami. Nie bez powodu mówi się, że to ojciec jest głową rodziny, bowiem jest ucieleśnieniem mądrości życiowej, doświadczenia i zaradczości.

Warto podkreślić, że maluch potrzebuje bliskości obojga rodziców. Rodzice muszą być autorytetem dla dziecka. Dlatego tak bardzo ważne  jest to, by rodzice razem uczestniczyli w tych pierwszych chwilach życia dziecka i nawzajem je wychowywali. Od nich dziecko uczy się obcowania z innymi i w przyszłości życia z drugą osobą. Zadaniem mężczyzny jest aktywna obecność w rodzinie, w wychowaniu dzieci i w podziale obowiązków z żoną. Kobieta natomiast powinna wpajać dzieciom właściwe zachowanie się, kulturę osobistą, ale też uczyć praktycznych rzeczy, które w przyszłości będą wykonywać w swoich domach. Od matki też zależy atmosfera, jaka panuje w domu, bowiem domownicy potrzebują uczucia ciepła i troski, ma to być domowe matczyne zacisze, do którego zawsze będziemy wracać i gdzie znajdziemy wsparcie, zrozumienie i pocieszenie. Macierzyństwa i ojcostwa trzeba się nauczyć; niby jest to wpisane w naturę, ale jednak trzeba wyuczyć się pewnych przyzwyczajeń i nawyków i po prostu kochać swoje dzieci!