czwartek, 31 marca 2011

WOJNA PŁCI

Dorota Fijałkowska

Kobiety na politechniki

           
Parafrazując propagandowe hasło PRL-u chcieć znaczy móc. Politechnika nie jest już miejscem zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla mężczyzn, ale pojawia się na niej coraz więcej dziewczyn. Świadczy to o tym, że one też mogą być dobre z przedmiotów ścisłych, takich jak matematyka, fizyka czy chemia. Coraz więcej dziewczyn studiuje na kierunkach matematycznych i przyrodniczych, a na kierunkach stricte humanistycznych obserwujemy zjawisko raczej odwrotne. Nie uwzględniając tzw. niżu demograficznego i ogólnego spadku liczby kandydatów na studia jest to intrygujące zjawisko. Czy nauki ścisłe przestają być domeną mężczyzn? 


            Odnoszę wrażenie, że jednak jeszcze długo nią pozostaną. Dziewczyny zaczęły myśleć podobnie jak mężczyźni. Są one ukierunkowane jednotorowo, skupiają się na jednej konkretnej rzeczy, ale nie rezygnują z innych rzeczy. Mają czas na swoje pasje i zajęcia dodatkowe. Wszystkich studentów na Politechnice Lubelskiej jest 10 tys., z czego niecałe 25% stanowią dziewczyny. Największą popularnością wśród studentek cieszy się Wydział Zarządzania (ponad 60%), a najmniejszą Wydział Elektrotechniki i Informatyki (niewiele ponad 5%). W porównaniu z latami wcześniejszymi jest lepiej, ale nie ma tu na razie mowy o parytetach. Jedno jest jednak niezaprzeczalne – kobieta na politechnice to kobieta sukcesu. Kobieta, która wie w jakim kierunku ma zmierzać jej życie. Kiedyś złośliwie się mawiało, że dziewczyny na politechnice szukały mężów, teraz można powiedzieć, że to raczej panowie szukają tam żon. Ciągle mamy jeszcze do czynienia z kierunkami typowo sfeminizowanymi takimi jak pedagogika, czy też administracja, na których jest stosunkowo mało mężczyzn. W ostatnich latach takim kierunkiem stała się również socjologia. Zmiana nastąpiła jeśli przyjrzymy się sytuacji na historii. Obecnie na KUL na pierwszym roku studiuje 59 osób, z czego tylko 10 to dziewczęta. Warto się zastanowić co jest przyczyną takiego zjawiska. Czy jest to spowodowane swoistą zamianą ról kobiet i mężczyzn? Czy raczej mamy do czynienia z sytuacją, kiedy każdy studiujący wybiera kierunek, który na prawdę go interesuje?

            Zważywszy na to, że kobiety w Polsce mogą studiować dopiero od 1894 roku (dla porównania, kobiety w Chinach mogą studiować od 1920), wzrost liczby studentek na kierunkach kiedyś zarezerwowanych wyłącznie dla mężczyzn jest imponujący. Nie zmienia to faktu, że dominującą grupą na takich uczelniach czy kierunkach są panowie. Każdy ma prawo studiować to, co uważa za najodpowiedniejsze i najwłaściwsze dla siebie.  

            Obecnie jesteśmy świadkami wszechogarniającej nas konkurencji i rywalizacji. Nie tylko w odniesieniu do podziału na kobiety i mężczyzn, ale również, a może nawet przede wszystkim w granicach obu płci. Nikogo już nie dziwią nieuczciwe poczynania wobec konkurentów. Są one traktowane przez wielu z nas jako coś naturalnego. Swego czasu można było jednoznacznie stwierdzić, czy kobiety i mężczyźni (przyjmując taki podział) są konkurentami lub też sprzymierzeńcami. Aktualnie jest możliwe pokuszenie się o stwierdzenie, iż kobiety konkurują bardziej ze sobą niż z mężczyznami. Nie twierdzę, że taka konkurencja nie występuje w przypadku mężczyzn, niemniej jednak w tej sytuacji obserwujemy niejako wrodzoną potrzebę konkurowania między sobą. Z łatwością owo zjawisko można zaobserwować na uczelni. Nie trzeba być fenomenalnym obserwatorem, żeby to zauważyć. Polecam na jakichkolwiek ćwiczenia przyjrzeć się temu jak panowie reagują na wypowiedź kolegi, wobec którego czują potencjalną chęć konkurencji i vice versa, jak panie reagują w takiej sytuacji. Nie bierzemy oczywiście pod uwagę osób, które mają lekki, żeby nie powiedzieć lekceważący stosunek do wszystkiego łącznie ze studiami, a może przede wszystkim studiami.


            Rezultaty tego przedsięwzięcia mogą być na prawdę interesujące. Osobiście uważam, że taka konkurencja jest niepotrzebna żadnej ze stron, jednakże jest ona pewnego rodzaju wymogiem świata, w którym egzystujemy. Świata, w którym liczy się znacznie bardziej to, co osiągnę niż w jaki sposób. Taka cecha charakteru nie musi być jednoznacznie brana za negatywną, a wręcz przeciwnie – może okazać się przydatna. „Kobiety na politechniki” to oczywiście trochę żartobliwe podejście do tematu, ale środowisko męskie, jakie bez wątpienia nadal funkcjonuje tam w znacznym stopniu, wymaga siły przebicia. Mam wrażenie, że dziewczyny po politechnikach odnoszą sukcesy zawodowe i osobiste, ponieważ swego rodzaju "szkoła przetrwania", jaką przeszły, wykształciła w nich przekonanie, że jeśli zechcą to są w stanie wykonać rzeczy na pozór nie do zrobienia. Panowie na kierunkach humanistycznych nie przechodzą takiej "szkoły", ale to nie oznacza braku motywacji w działaniu zmierzającym do osiągnięcia przezeń ich zamierzeń. 

            Właściwie nie jest ważne kim jesteśmy. Kobieta czy mężczyzna – to właściwie nie ma większego znaczenia. Ważne jest, abyśmy spełniali się w tym, co nas interesuje, żebyśmy nie byli dla siebie wrogami, ale raczej sojusznikami.