środa, 20 kwietnia 2011

WIELKANOC

                                                                               Drodzy Czytelnicy!

Najserdeczniejsze życzenia zdrowych,
radosnych i spokojnych Świąt Wielkiej Nocy,
smacznego jajka, mokrego dyngusa,
a także odpoczynku w rodzinnym gronie

Życzy Redakcja "Socpresski"

wtorek, 19 kwietnia 2011

WYDARZENIA

Katarzyna Panasiuk
Łukasz Lewicki
Aleksandra Rzewuska


XL DNI SPOŁECZNE



      W dniach 11 – 13 kwietnia 2011 roku w Instytucie Socjologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego odbyły się XL Dni Społeczne pod hasłem: „Socjologia w rozmiarze XL, czyli rzecz o nowych dyscyplinach socjologii”. Trzydniową konferencję zorganizowało Koło Studentów Socjologii KUL z pomocą Kuratora Koła pana dr. hab. Arkadiusza Jabłońskiego.

      Tegoroczne DS poruszały temat nowych subdyscyplin socjologii. Swoje referaty wygłaszali wybitni naukowcy z całej Polski, przedstawiciele organizacji związanych z badaniami, a także studenci. Wykłady przeplatały się z dyskusjami, w których uczestniczyli zebrani na auli.

      Pierwszego dnia konferencji ks. dr hab. Stanisław Fel, dyrektor Instytutu Socjologii, oraz dr hab. Arkadiusz Jabłoński wraz z koordynatorem DS Anną Jarszak, oficjalnie otworzyli XL Dni Społeczne, złożyli gratulacje i podziękowania organizatorom, przedstawili pokrótce tematy oraz historię Dni Społecznych. 

      Następnie Magdalena Murat, prezes KSS, poprowadziła panel „Wspomnień czar - jak socjologia na KUL kreowała się na przełomie 40 lat”, w którym uczestniczyli dawni członkowie Koła, m.in. mgr Piotr Lewandowski i mgr Tomasz Peciakowski. Opowiadali oni, jak niegdyś wyglądała organizacja Dni Społecznych, z jakimi trudnościami się spotykali i jakie sukcesy udało się im odnieść. 

     „Co nowego w socjologii?” – taki tytuł miało kolejne wystąpienie, a prelegentem był wybitny profesor Lech Zacher. Według niego, we wszelakich badaniach powinna dominować interdyscyplinarność, a monodyscyplinarności mówi stanowcze „nie”. Należy wykraczać poza dyscyplinę i dostrzec złożoność świata. Profesor Zacher zwrócił uwagę słuchaczy na kilka pojęć i cech, które są nierozerwalnie związane ze skomplikowanym, kolorowym, a nie czarno – białym światem, m.in.: zmiana (postęp, regres), ambiwalentność, nieliniowość, wielopostaciowość, niejednoznaczność, rozmycie, sieciowość, przejściowość. 

      W drugim dniu konferencji odbyły się dwa panele. Pierwszy „Co łączy muzykę, film i fotografie z socjologią?”brzmi ciekawie i bardzo wciągnął słuchaczy, ponieważ prelegenci przygotowali liczne krótkie filmiki, wystąpienia i slajdy. W tym bloku udział wzięli: mgr Izabela Frankiewicz – Olczak z Uniwersytetu Łódzkiego, która mówiła o socjologii filmu,
dr Jerzy Kaczmarek z Uniwersytetu Adama Mickiewicza, ekspert w dziedzinie socjologii wizualnej, oraz dr Barbara Pabjan z Uniwersytetu Wrocławskiego, specjalista od socjologii muzyki. Dr Justyna Szulich - Kałuża (KUL) posługiwała się badaniami w większości publikowanymi w specjalistycznym języku angielskim.

      Moderatorem drugiego panelu zatytułowanego „Blogerzy – gwiazdy interetu” był mgr Tomasz Sieduszewski z UMCS. W debacie uczestniczyli Paweł Lipiec – bloger, Prezes Polskiego Badania Internetu Andrzej Garapich. 

      Natomiast na zakończenie tego dnia dr Paweł Nowak z UMCS poprowadził wykład zatytułowany „Media w nowoczesnym społeczeństwie”. Wyróżnił on kilka rodzajów komunikacji medialnej, np. masowa, oficjalna, wizualna. Dr Nowak w swoim wystąpieniu zauważył, że media mówią nam, co mamy myśleć i robić, o czym myśleć, czego nie myśleć, jak myśleć i gdzie należeć. Media spełniają więc rolę IV władzy.

      Przez te dwa dni wystąpienia mieli wykładowcy. Trzeciego dnia natomiast szansę pokazania swoich przemyśleń nie tylko w dyskusji mieli również studenci. Pierwszy głos zabrał jednak dr Łukasz Rogowski z Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Zastanawiał się, dlaczego obraz jest ważny? Obraz, czyli nie tylko to, co tworzą malarze, nie tylko zdjęcia, plakaty, ale obraz to to, co po prostu widzimy. Dr Rogowski postawił 5 pytań: Dla kogo są ważne? W jaki sposób funkcjonowały kiedyś w społeczeństwie? Kiedy stały się ważne? Dlaczego są ważne współcześnie? Dlaczego obrazy są ważne dla socjologii? Bardzo ciekawie zaprezentował też odpowiedzi na nie, z przykładami na slajdach. Prelegent poruszył też kwestię 3 wymiarów obrazów w socjologii: podmiotowy (są ważne dla społeczeństwa), metodologiczny (wykorzystywane są do badań) i interwencyjny (zmieniają życie społeczne). 

     Po tym wystąpieniu przyszła pora na studentów. Martyna Kwaśniak (II rok socjologii KUL) omówiła temat „"Rzucili singiel Beatlesów!", czyli co oferują lubelskie Empiki”. Przytoczyła historię księgarń Empik i przeanalizowała trzy znajdujące się w Lublinie pod kątem podobieństw i różnic w zakresie miejsca poszczególnych działów czy kreacji. 

     Kolejne wystąpienie miała Hanna Dębska (II rok socjologii UP w Krakowie). „Praktyczne zastosowanie zasad wywierania wpływu w reklamie. Sześć skutecznych reguł psychologicznych, którym chcąc nie chcąc podlegamy” – dość długi tytuł, ale myślę, że było to jedno z ciekawszych prezentacji. Ponieważ rzecz była o reklamie, Hania zamieściła wiele jej przykładów, omawiając wspomnianych sześć reguł: reguła wzajemności, zaangażowanie i konsekwencja, społeczny dowód słuszności, lubienie i sympatia, autorytet, niedostępność. Ich autorem jest psycholog Robert Cialdini, który zawarł je w książce „Wywieranie wpływu na ludzi”. 

     Po wszystkich prezentacjach i dyskusjach przyszła pora na zakończenie XL Dni Społecznych, które upłynęły pod hasłem: „Socjologia w rozmiarze XL, czyli rzecz o nowych dyscyplinach socjologii”. Anna Jarszak, koordynatorka DS, podziękowała za uwagę i zaprosiła wstępnie na kolejne już za rok. Muzyka, fotografia, film – to działy kultury niewątpliwie związane z nauką o społeczeństwie i obecne w życiu każdego człowieka.

Komentarz uczestnika - Łukasz Lewicki  
Dni Społeczne wydają się być prze wszystkim wielkim wydarzeniem dla ich organizatorów – zdobywają niezbędne doświadczenie w zakresie przygotowania „eventów”, wystąpień publicznych oraz zawierają korzystne znajomości z wartościowymi ludźmi. Uczestnictwo w tworzeniu takiego projektu jak Dni Społeczne daje korzystny wpis do CV. Gorzej jeżeli chodzi o odbiorców – w przypadku pasjonatów tematów prezentowanych podczas konferencji wszystko jest w porządku – oni słuchają, chłoną wiedzę a nawet biorą udział w dyskusji, wzbogacając wystąpienie. Dla laików są niczym wykład o interesującym temacie, ale złym przekazie. Studenci są na konferencjach przeważnie w ramach zajęć – by zjawiali się z własnej woli należało by zmienić wizerunek konfekcji, a w konsekwencji nastawienie studentów. Jeśli chodzi o najlepsze tematyczne konferencje, to te poruszające temat mediów i ich roli w społeczeństwie oraz analizę technik wywierania wpływu w reklamie.

Komentarz uczestnika - Aleksandra Rzewuska
Za najlepszą prelekcję uważam wystąpienie Hanny Dębskiej, studentki krakowskiego UP, na temat „ Praktyczne zastosowanie zasad wywierania wpływu w reklamie. Sześć skutecznych reguł psychologicznych, którym chcąc nie chcąc podlegamy.” Temat iście długi i mógłby sugerować nadmierne teoretyzowanie przez młodą prelegentkę. Jednak ku mojemu zaskoczeniu teoria była tak umiejętnie wpleciona w całość prezentacji pomiędzy przykuwającymi uwagę komentarzami a licznymi przykładami reklam w formie zdjęć i filmików, że audytorium okazało się niewzruszone czasem wystąpienia. Publiczność żądała więcej. Myślę, że mogę pozwolić sobie, w imieniu obecnych wtedy studentów, na słowa pozytywnej krytyki. Podsumowując: entuzjazm plus pasja równa się zaciekawiona i zaintrygowana publiczność.

środa, 6 kwietnia 2011

WYDARZENIA

Łukasz Lewicki

O rocznicy tragedii smoleńskiej słów kilka

            To stało się rok temu, a towarzyszące temu emocje - żal, rozpacz, jeszcze nie ostygły, a wzajemne oskarżanie wciąż trwa…Wiele prawd wciąż spowija mgła tajemnicy.

Smoleńsk, miasto w Rosji i stolica obwodu smoleńskiego. Leży nad Dnieprem. To tam 10 kwietnia 2010, na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj, doszło do katastrofy polskiego samolotu rządowego Tu-154 M, gdzie zginęło 96 osób, w tym prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Lech Kaczyński z małżonką Marią, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, grupa parlamentarzystów, dowódcy wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych RP, pracownicy Kancelarii Prezydenta, duchowni, przedstawiciele ministerstw, instytucji państwowych, organizacji kombatanckich i społecznych oraz osoby towarzyszące, stanowiące delegację polską na uroczystości związane z obchodami 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, a także załoga samolotu. Uważa się, iż była to druga, pod względem liczby ofiar katastrofa w historii lotnictwa polskiego i największa w dziejach Sił Powietrznych RP. Katastrofy nie przeżył nikt z osób obecnych na pokładzie samolotu.

fot. niezalezna.pl


Pierwsze informacje o katastrofie zgromadziły tłumy ludzi przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie. W ramach hołdu dla poległych składano kwiaty i wieńce, palono znicze, opuszczono do połowy flagę przed Pałacem Prezydenckim, odmawiano modlitwy. O godzinie 18:00 w wielu miastach rozpoczęły się Msze Św. w intencji ofiar katastrofy. Ogłoszono również żałobę narodową, która obowiązywała od 10 do 18 kwietnia, podczas której w przeszło 60 polskich miastach odbyły się marsze pamięci, niekiedy wiążące się z obchodami 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. W pogrzebie Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii, który odbył się 18 kwietnia w Krakowie, uczestniczyło przeszło 150 tys. osób; uroczystość oglądało w telewizji ponad 13 milionów widzów. Katastrofa ta, choć tragiczna w skutkach. zainspirowała wielu ludzi do stworzenia nowych organizacji i inicjatyw społecznych.

Opinie dotyczące winnych tej katastrofy lotniczej są rozbieżne - strona rosyjska zrzuca winę na pilotów i ich brak profesjonalizmu w obliczu mgły, natomiast strona polska oskarża kontrolerów lotu i fatalny sprzęt lotniska smoleńskiego. Pomimo optymizmu po pierwszych dniach od katastrofy, kiedy wydawało się, że tragedia ociepli stosunki między Polską a Rosją te znów się pogorszyły, m.in. przez niezgodę wobec raportu MAK. Zdaniem wielu Kreml wywołał nim burzę polityczną w Polsce. Uważają oni, że w interesie rosyjskim jest osłabienie pozycji naszego kraju, jako kompetentnego w sprawach relacji ze Wschodem (Partnerstwo Wschodnie i kwestia bezpieczeństwa energetycznego) przed prezydencją w UE.

Zdanie Prymasa Józefa Kowalczyka brzmi: rocznica katastrofy smoleńskiej powinna być przeżywana poprzez uczciwą i szczerą modlitwę. Wszelkie próby upolitycznienia tego wydarzenia są zniewagą dla tragicznie zmarłych. Jest to też nie w porządku wobec ducha narodu polskiego, gdyż Polacy zawsze żywili ogromny szacunek dla śmierci. Tragedia ta miała połączyć Polaków i zbudować wzajemne porozumienie z korzyścią dla dobra wspólnego Narodu. Niestety nic nie wskazuje na to, że polityczne potyczki mają się ku końcowi. Tym bardziej, że zbliżają się wybory - możemy więc oczekiwać sporej dawki manipulacyjnych gestów ze strony polityków. Paweł Deresz, mąż Jolanty Szymanek- Deresz w wywiadzie dla Newsweeka (nr 2/2011 z 16.01.11) zwierza się nam, iż czuje się zniesmaczony faktem dotyczącym wysiłków polityków Prawa i Sprawiedliwości, by sprawiać wrażenie, że pod Smoleńskiem zginął tylko prezydent Lech Kaczyński. Zauważa, że Smoleńsk nie tylko nie łączy, ale wręcz dzieli Polaków. Nawet tzw. rodziny Smoleńskie (tj. dotknięte tragedią) są podzielone. Pierwszy obóz stanowią rodziny PIS-owskie, których „liderkami” są wdowy po Januszu Kochanowskim i Przemysławie Gosiewskim - które czynią „tragedię instrumentem politycznym”. Druga grupa jest neutralna - jak rodzina Ministra Szczygły czy posła Putry, a trzecia nazywa samą siebie zdroworozsądkową - niezależną od świata polityki. Do tej ostatniej deklaruje swoją przynależność pan Paweł Deresz.

Na sytuację bynajmniej nie rzucają światła też rozmaite teorie spiskowe, w jakich przodują takie portale, jak http://smolensk-2010.pl. Wszystkie o podobnym profilu: od „zamachu”, poprzez to, że stały za tym „rosyjskie służby specjalne, które chcą zniszczyć Polskę” albo „zmowa polityków PO z WSI”, po jeszcze bardziej absurdalne. Przesada to bardzo mało powiedziane, brakuje tylko mistyków, głoszących, że za tragedię Smoleńską jest odpowiedzialny szatan we własnej osobie. Cóż, na pewno ma powody do dumy - w końcu Smoleńsk stał się polską kością niezgody.


Warto wspomnieć o filmie dokumentalnym „Mgła”, próbującym przedstawić wydarzenia z katastrofy smoleńskiej. Film został zrealizowany przez Joannę Lichocką i Marię Dłużewską. Jest to przedstawienie wersji zdarzeń z perspektywy pracowników Kancelarii Prezydenta. Opowiadają m.in. o atmosferze wokół lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego na uroczystości do Katynia, o tym, w jaki sposób dowiedzieli się o katastrofie, co czuli obserwując tłumy żegnające ofiary przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie, o wydarzeniach, jakie miały miejsce podczas pogrzebu Lecha i Marii Kaczyńskich na Wawelu.  W filmie występują Andrzej Duda, Adam Kwiatkowski, Jakub Opara, Jacek Sasin, Marcin Wierzchowski i Paweł Zołoteńki.

I na koniec pytanie: Jaka będzie rocznica? Taka, jaką by chcieli widzieć prymas Józef Kowalczyk czy Paweł Deresz? Czy będzie to wydarzenie ku czci wyidealizowaniu jednej z postaci? Pewne jest tylko to, że w obliczu śmierci wszystkie ofiary smoleńskie powinny być traktowane równo, oraz ból i tęsknota rodzin smoleńskich za bliskimi nie znikną nigdy.

KAMPANIE SPOŁECZNE

Katarzyna Panasiuk

O co chodzi z OFE?


            Otwarty fundusz emerytalny (inne nazwy: fundusz emerytalny, OFE, drugi filar) jest częścią systemu emerytalnego, z którego w przyszłości będzie wypłacana emerytura. Do otwartego funduszu emerytalnego co miesiąc ZUS przekazuje część składki na ubezpieczenie społeczne, którą do ZUS odprowadza pracodawca. Pieniądze do OFE wpłaca wyłącznie ZUS. Klient nie może nic wpłacić sam.



            W Polsce system emerytalny oparty jest na trzech sposobach (filarach) gromadzenia środków na przyszłą emeryturę:

- I filar to ZUS (jest obowiązkowy). ZUS jest tylko jeden - nie masz wpływu na jego wybór.

- II filar to otwarty fundusz emerytalny OFE (jest obowiązkowy) dla osób urodzonych po
  31.12.1968r. MUSISZ go wybrać.

- III filar (jest nieobowiązkowy) są to wszystkie inne metody odkładania kapitału na

  emeryturę.

            Rząd pracował nad wprowadzeniem zmian do mechanizmu OFE. 08.03.2011 przyjął projekt tych zmian w systemie emerytalnym. Planowany termin wejścia w życie nowelizacji ustawy to 1 maja bieżącego roku.

            Jak poinformował Premier Donald Tusk, do OFE będzie trafiało 2,3% składki, zaś pozostała część zostanie przekazana na subkonta w ZUS. Z czasem, coraz większa część pieniędzy, będzie trafiała do funduszy (docelowo w 2017 roku ma wynosić 3,5%). Zmiany te pozwolą do 2020 roku obniżyć dług publiczny o około 190 miliardów złotych.

            Obecnie fundusze oczekują na wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który zadecyduje, czy będą mogły inwestować składki przyszłych emerytów zarówno w Polsce, jak i za granicą. Według premiera, jeśli wyrok będzie korzystny (co jest bardzo prawdopodobne), zmniejszenie składki przekazywanej do OFE zmniejszy ryzyko hazardu. Część składki będzie bezpieczna na subkontach w ZUS, zaś pozostałe pieniądze będą intensywnie inwestowane.
           
           Ja zupełnie nie wiem, na czym polega ten system, a kiedy zostaną wprowadzone zmiany, tym bardziej będzie to dla mnie „czarna magia”. Dotychczas, by wyjaśnić pomysł rządu, powstała strona „Zapytaj o OFE”, administrowana przez Platformę Obywatelską. Tutaj internauci mogą zadawać pytania, m.in. ministrowi Michałowi Boniemu. 


            Dodatkowo Ministerstwo Sprawiedliwości zorganizowało kampanię gospodarczą „O co chodzi z OFE?”, gdzie główny bohater Janek, chciałby lepiej zrozumieć, w jaki sposób funkcjonuje system emerytalny, co ma się w nim zmienić i dlaczego. Spot przybiera formę wykresu, żeby w prosty sposób przedstawić rzecz do tej pory (przynajmniej dla mnie) skomplikowaną.

            Kampania prowadzona jest w Internecie, a filmik można obejrzeć na stronie:
http://www.youtube.com/MinisterstwoFinansow#p/a/u/0/b9GhlNvXzIk
.

            W kampanię "O co chodzi z OFE?" ma włączyć się aktywnie minister finansów Jacek Rostowski. Akcja, w założeniu, ma poprawić komunikację między ministerstwem a społeczeństwem.

niedziela, 3 kwietnia 2011

CYKL KULTUROWY

Ewelina Kruczek


Jamajka


            Jamajka jest teraz trendy, tak samo jak kultura reggae. Wszystko za sprawą owianego sławą programu „Mam talent”. To dzięki występującym tam dwojgu młodych ludzi Polska nagle oszalała na punkcie tego kraju i muzyki się z niej wywodzącej. Występ Uli Afro Fryc i Kamila Bednarka rozpoczął lawinę popularności. Młode pokolenie ruszyło na kursy dancehallu oraz po płytę zespołu Star Guard Muffin „Szanuj”, gdzie głównym wokalistą jest Kamil. Ich debiutancki krążek zajmuje szczyty list sprzedaży w Polsce. 



            Korzystając z okazji pragnę pokrótce pokazać kraj, gdzie się wszystko zaczęło.  A tak na marginesie zapytam: co ma wspólnego Lublin i Jamajka? Z autopsji wiem, że nie wszyscy znają odpowiedź. Otóż Lublin jest jednym z zagłębi muzyki reggae w Polsce, ale nie o tym będzie ten artykuł. Zakończę ten wątek przysłowiem: „Cudze chwalicie, swego nie znacie” i odeślę do internetu, gdzie znajdziecie więcej informacji, np. o Juniorze Stresie.
            Wracając do tematu, jak donosi mi portal Interia.pl, Jamajka jest najlepsza na urlop w środku zimy. Oferuje nie tylko kąpiel w turkusowym morzu i piękno dzikich krajobrazów, ale kusi też swoją jakże bogatą kulturą.
           
            Jamajka to wyspiarskie państwo w Ameryce Środkowej, leży na Morzu Karaibskim w archipelagu Wielkich Antyli. Jej stolicą jest Kingston. Zajmuje 11 tys. km2 i jest krajem dość gęsto zaludnionym – na 1 km2 przypada średnio 240 osób.

            Państwo utrzymuje się głównie z turystyki. Jamajkę odwiedza co roku ponad milion turystów. Zostawiają na wyspie ok. 870 mln dolarów rocznie. Jamajka została wykreowana na oazę spokoju i dobrobytu, a tak naprawdę ukrywa się panującą przemoc i nędzę. Przedmieścia Kingston opanowała bieda, przestępczość, narkotyki, prostytucja i analfabetyzm. I jest to drugie, mniej radosne oblicze wyspy. Ja postaram się ukazać wyspę pod kątem bardzo zróżnicowanej kultury, ze szczególnym uwzględnieniem człowieka, który ją wytwarza.

            Kultura Jamajki była pod głębokim wpływem społeczności, które w różnych okresach kolonizowały wyspę. Mieszają się tam tradycje o afrykańskim, europejskim, arabskim, wschodnioindyjskim, chińskim i wschodnio-śródziemnomorskim rodowodzie. Najmocniejsze piętno, zarówno jeśli chodzi o język, jak i obyczaje, wywarła 300-letnia okupacja brytyjska.

            Jamajczycy cenią sobie dobre wychowanie. Młodsze pokolenie ma szacunek do starszego. Dzieci słuchają się rodziców. Mężczyźni przepuszczają kobiety w drzwiach i wyręczają je w ciężkich fizycznych pracach. Kobiety natomiast usługują mężczyznom w domu, a w bardziej tradycyjnych społecznościach, oddają dorosłym mężczyznom i gościom lepsze porcje posiłków.

            W jednym domu mieszkają całe pokolenia: babcia, matka i jej dzieci z bieżącego i wcześniejszych związków. Ojciec może mieszkać z nimi na stałe lub osobno, może też czasem ich odwiedzać.

            Związki rodzinne są na Jamajce bardzo ważne. Wychowywanie dzieci wśród biedniejszej części populacji wspierane jest często przez kilka domostw.

            Są dwa wzory małżeństw: legalne związki monogamiczne w stylu zachodnim i związki partnerskie. Wybór małżonka jest dowolny, ale w tradycyjnych społecznościach aprobata rodziców i bliskich krewnych jest bardzo ważna.
            Wśród Jamajczyków pochodzenia chińskiego i indyjskiego dominują związki monogamiczne. Wśród Jamajczyków pochodzenia afrykańskiego typ związku zależy najczęściej od statusu socjoekonomicznego (biedni mieszkańcy terenów wiejskich rzadko wchodzą w legalne związki małżeńskie).


            Mieszkańcy Jamajki, tradycyjnie bardzo religijni, obchodzą wiele świąt chrześcijańskich. Bożemu Narodzeniu towarzyszą zarówno nabożeństwa, całonocne modlitwy i kolędowanie, jak i ceremonie palenia świec czy koncerty.

            Podczas tych uroczystości odbywa się też festiwal Jonkonnu o charakterze świeckim, wymyślony przez plantatorów dla niewolników, którzy tego dnia mieli wolne. Tancerze Jonkonnu noszą kostiumy przedstawiające krowę, konia, diabła czy wojowników lub postać znaną jako Pitchy-Patchy. W Pitchy-Patchy wciela się najbardziej atletyczny członek trupy. Jego kostium wykonany jest z pasów kolorowego jaskrawego płótna oraz liści. Diabeł z kolei ma widły, a także u boku dzwonek (taki sam, jak noszą przy szyi krowy). Jego kostium jest czarny. Inny mężczyzna występuje w roli brzuchatej kobiety. Wojownik Jonkonnu nosi pokryte folią tekturowe serce, pasma korali oraz drewniany miecz pomalowany srebrną farbą. Oprócz obowiązkowej dla wszystkich tancerzy maski, wojownik posiada nakrycie głowy w kształcie stożka, z piórem lub pękami piór na czubku, ozdobione lustrami, wycinkami i starymi fotografiami prasowymi. Dziki Indianin ma podobny kostium, z tym wyjątkiem, że dzierży długą trzcinę i kuszę.

            Tradycyjnym daniem świątecznym jest szynka. Za czasów niewoli wędzono ją nad ogniem w dużych koszach zwanych kreng-kreng. Mięso intensywnie przyprawiano pimento. Jako składnik specjalnego świątecznego napoju wykorzystywano szczaw. Pani domu powinna również przygotować specjalny świąteczny pudding, w skład którego wchodzą m.in. owoce zanurzone (wiele tygodni przed Bożym Narodzeniem) w winie lub rumie.

            Luksusowe hotele, których jest bardzo dużo na wyspie, mają w swojej ofercie centra rekreacyjne z kortami i basenami oraz sklepy i restauracje. Atrakcjami są wycieczki do Kingston lub po okolicy. Organizatorzy kuszą także przejażdżkami konnymi wzdłuż malowniczej plaży, podczas której można galopować w turkusowej wodzie! Ambitniejszym turystom polecają wspinaczkę w górę wodospadu.

            Każdy, kto przyjedzie na Jamajkę, musi przynajmniej raz wybrać się do klubu, by potańczyć przy dźwiękach reggae, o którym wspominałam. Do wyboru mamy zarówno muzyczne kluby (klimatyzowane), jak i zaaranżowane na świeżym powietrzu. 

            Turyści odwiedzający piękną karaibską wyspę przyjeżdżają tu nie tylko dla słońca i relaksu, ale również po to, by zobaczyć ojczyznę Boba Marleya, kultowego muzyka reggae. Artysta urodził się i został pochowany właśnie tutaj. Jako pierwsza osoba w historii Jamajki, Marley nie został pochowany w ziemi (jego ciało skremowano). Powód? Jamajczycy uważali, że artysta… zawsze bujał w obłokach. Jedną z obowiązkowych wycieczek jest więc oczywiście słynne mauzoleum Boba Marleya, w którym znajduje się urna z prochami muzyka. Przy okazji warto odwiedzić niewielki domek, w którym Bob urodził się i wychował.

            Na Jamajkę warto polecieć nie tylko dla skąpanych w słońcu plaż i dla poznania korzeni  reggae. Atrakcji z pewnością nie zabraknie również dla amatorów górskich widoków i tropikalnej fauny i flory. Mieszkańcy polecają, by odwiedzić Ogrody Botaniczne Hope w Kingston, a pasjonatom sztuki - zbiory Muzeum Narodowego oraz stołeczną katedrę St. James.

            W kilku słowach tego artykułu nie da się opisać całego bogactwa wyspy. Przewodnik, z którego korzystałam ma ponad 350 stron, więc to jest streszczenie najważniejszych wątków.

PRZYSZŁOŚĆ

Dorota Fijałkowska


Nasza przeszłość nadaje kształt naszej przyszłości?

         Sylwestrowa noc to już tylko piękne wspomnienie wydarzenia, które miało miejsce tak dawno, że mało, kto w ogóle go pamięta. Jak głosi stary zwyczaj z nowym rokiem należy podjąć postanowienia, które czasem mogą być niewyobrażalnie banalne, a czasem naprawdę odzwierciedlają ambicje określonej osoby.
 
         Postanowienia dotyczą zazwyczaj rzucenia palenia, zrzucenia kilu kilogramów, nauki języka (najczęściej angielskiego), zmiany stylu życia na zdrowszy czy realizacji określonych planów zawodowych (awansu). Opinie psychologów jednoznacznie wskazują, że tak naprawdę znaczna większość tych postanowień nie będzie zrealizowana z jednego prostego powodu: są one zbyt rozległe, niesprecyzowane, często podejmowane pod wpływem innych (przecież wszyscy tak robią, więc i ja powinienem). Czy w takiej sytuacji podejmowanie takich postanowień ma jakiś sens? Czy raczej trzeba żyć dniem dzisiejszym, nie martwiąc się tym, co będzie jutro, chwytać każdy dzień i każdą chwilę, jaką przyniesie nam los? Czy raczej powinniśmy myśleć w kontekście przyszłościowym?



      Pierwszy stycznia to moment przełomowy, przynajmniej w odniesieniu do roku, który się skończył, ale odnosi się on wyłącznie do daty i ma on znaczenie symboliczne. Naprawdę nic się nie zmienia, jest tak samo jak przedtem, my jesteśmy tacy sami jak kilka godzin wcześniej. Aby określić moment przełomowy w roku, wielu z nas wybiera dzień, w którym miało miejsce coś ważnego w naszym życiu lub nie miało i jest to zupełnie inna data, mniej lub bardziej odległa od pierwszego dnia roku. Dla jednych są to urodziny, które skłaniają ich do przemyśleń i podejmowania postanowień, początek wakacji, walentynki czy wigilia, kiedy panuje wyjątkowa, uroczysta atmosfera. Większość jednak nie zastanawia się nad takim dniem, ponieważ zwyczajnie go nie ma, nie potrzebuje, a do zmiany czegoś w swoim życiu lub przemyślenia pewnych kwestii odpowiedni jest każdy moment, jeśli tylko wydaje nam się, że należy to zrobić. 
 
      Wielu ludzi wychodzi z założenia, że od jutra mogą zacząć wszystko od nowa, ponieważ „jutro” przynosi im niczym nie ograniczone możliwości. Optują oni za jednoznacznym rozdzieleniem przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Uważają, że można wyznaczyć wyraźną granicę pomiędzy nimi. Oczywiście przyszłość w porównaniu z przeszłością niesie ze sobą większe prawdopodobieństwo wydarzenia się czegoś zupełnie nieoczekiwanego, co w żadnym razie nie zależy od nas, np.: wypadki czy katastrofy różnego rodzaju, ale abstrahując od takich okoliczności, te wymiary czasowe są ze sobą powiązane dosyć ściśle. Decyzje, które podejmujemy dziś, mają swoje konsekwencje jutro, a decyzje, które podjęliśmy wczoraj, są widoczne dziś. Nie mówię tu o trywialnych sytuacjach wyboru, co zjeść na śniadanie, ale raczej o decyzjach, które mogą rzutować na naszą karierę zawodową, czy też wybory emocjonalne, jakie podejmujemy, dotyczące spraw osobistych. 

     Wiele osób może się nie zgodzić z moją tezą. Oczywiście mają do tego prawo, ale warto się zastanowić, czy jej całkowita negacja jest do końca uzasadniona. Co możemy uzyskać zaprzeczając powyższe stwierdzenie? Jedynie złudne poczucie wolności, które nie trwa długo. Nasza przeszłość ma znaczący wpływ na to, jacy jesteśmy, czy tego chcemy czy nie. Teoretycznie powinniśmy wiedzieć chociażby to, jakich błędów nie powinniśmy powielać. W praktyce to wygląda trochę inaczej, ale to już nasz wybór, jeśli decydujemy się zrobić coś, co, jak doskonale wiemy, dobrze się dla nas nie skończy. Diametralnej zmiany swojego życia może dokonać osoba cechująca się ogromną odwagą, świadoma ryzyka, jakie podejmuje. 
 
Można oczywiście czekać na to, co przyniesie jutro lub zdać się na innych, którzy podejmą za nas najważniejsze decyzje, przyjąć postawę pasywną wobec życia, ale czy takie rozwiązanie jest właściwe? Baumanowski włóczęga wydaje się być odpowiednim określeniem takiej postawy - człowieka, który żyje chwilą, zmienia ciągle miejsca i nigdzie nie pozostaje długo, człowieka, który czasem może się pogubić w otaczającym go świecie i jedyne, czego pragnie, to ucieczka od niego. Właściwie można polubić takie życie, w którym nie kierujemy się wyrachowaniem i ciągłą kalkulacją, mającą na celu osiąganie konkretnych korzyści, gdzie zdajemy się na przeznaczenie i nie rościmy sobie żadnych oczekiwań odnośnie tego, co może nas spotkać. Tylko czy taka ucieczka może stać się naszym życiem, czy pozostanie nadal tylko i wyłącznie ucieczką? Ucieczką przed przyszłością, obawą jutra, ucieczką przed podejmowaniem decyzji, odpowiedzialnością?

Wiara w to, że jutro można wszystkiego dokonać jest złudna, ale zawsze pozostaje nam próba podjęcia wyzwania stawianego nam przez przyszłość i zmierzenia się z tym, czego się obawiamy i, mam nadzieję, zwycięstwa w tym starciu.

PRZYSZŁOŚĆ

Iwona Paprota

Gwiazdorska przyszłość?

            Wielu dzisiejszych nastolatków chce być rozpoznawanymi, marzy o karierze aktora czy piosenkarza. Nie wszystkie jednak znają kulisy kariery medialnej.


W dzisiejszym świecie coraz częściej spotykamy na ekranach dzieci i młodzież, które biorą udział w konkursach talentów, pojawiają się w reklamach, a nawet grają pierwszoplanowe role w filmach. Myśląc o tych młodych osobach, wielu dorosłych ludzi zadaje sobie pytanie, czy  poświęcanie wolnego czasu, a nieraz i zajęć szkolnych na „robienie kariery” przyniesie im pożytek? Czy te dzieci mają czas na zabawę, spotkania z rówieśnikami, czy są jeszcze dziećmi? Jaki to będzie miało wpływ na ich przyszłość?

Dziecięcy show-biznes nie jest już niczym nowym. Wielu znanych dziś aktorów zaczynało jako dzieci i  zmierzyło się z prawami rynku medialnego bardzo wcześnie.
Biorąc udział w produkcji filmów, dzieci zmieniają swój rytm dnia, podporządkowując go terminom zdjęć. Nieraz wymaga się od nich grania trudnych scen, związanych z silnymi emocjami, jak na przykład scena własnej śmierci… Niestety, przebywając większość czasu w środowisku dorosłych reżyserów, scenarzystów, dzieci tracą umiejętność komunikowania się z rówieśnikami. Żyją w zupełnie odmiennych światach, co wpływa na język, jakim się posługują, tematy rozmów, zainteresowania. Brak porozumienia może prowadzić do stopniowego izolowania dziecka od rówieśników. Potwierdzają to wypowiedzi dorosłych aktorów, których kariera rozpoczęła się w dzieciństwie. Wymagania stawiane dzieciom występującym w mediach są wyzwaniem także dla osób dorosłych. Czy oczekiwania nieadekwatne do poziomu rozwoju sprawiają, że dzieci stają się bardziej dojrzałe?



Mówi się o tym, że dzieci i młodzież, którym powierza się odpowiedzialne zadania, stają się bardziej samodzielne, przedsiębiorcze, otwarte. Wcześniej uczą się wartości pracy i pieniądza. To z pewnością duży plus, który pomoże w stawianiu pierwszych kroków w prawdziwym dorosłym życiu. Wydaje się jednak, że bardziej od zarabiania pieniędzy dzieciom potrzebny jest czas na zabawę i naukę.

Dlaczego rodzice biorą udział ze swoimi dziećmi w różnego rodzaju castingach? Jednym z powodów są kwestie materialne. Rodzice wiążą duże nadzieje z wynagrodzeniem, które otrzymają za rolę ich pociechy graną w filmie czy reklamie. Często uważają, że są to ogromne pieniądze, dzięki którym poprawią byt swój i swoich najbliższych. Jednak wysokie zarobki nie są prawdą. Jak powiedział na antenie Polskiego Radia Edwin Bażański, dyrektor wrocławskiej Agencji Aktorów i Statystów, tysiąc złotych za dzień zdjęć jest tylko wyobrażeniem niektórych rodziców. W rzeczywistości są to zarobki znacznie mniejsze. Innym powodem może być po prostu pragnienie sławy, wcale nie tak rzadkie u młodych rodziców. Ważna rola dziecka  w serialu czy wygrana w popularnym programie telewizyjnym zaspokaja ambicje niespełnione w młodości.   

Aspiracje rodziców bywają duże i często nie kończy się na epizodycznym występie  pociechy w telewizji, ale na odwiedzaniu coraz to nowych konkursów, castingów, prezentowaniu umiejętności dzieci i narażaniu ich na krytyczne oceny. Nawet jeśli dziecko zostanie zaangażowane do większej roli, nie zmniejsza to poziomu stresu, jakiego doświadcza. Czy kilkuletnie dziecko będzie w stanie wytrzymać ciężar związany ze sławą, a więc także z nieodłącznymi  wywiadami, fotoreporterami, krytyką?

Medialne kariery bardzo małych dzieci już nie zaskakują w Ameryce. W tamtejszej kulturze nie jest niczym nowym zatrudnianie pociech w agencjach reklamowych i serialach. Dzieci te mają zupełnie inne obowiązki niż rówieśnicy, często nie kończą szkoły, angażując się całkowicie w rozwój swojego wizerunku medialnego. Takie kariery dzieci mają też swoją ciemną stronę. Niepokojącym zjawiskiem coraz częściej poruszanym przez psychologów, jest brak poczucia indywidualnej tożsamości przez dzieci biorące udział w coraz to nowych castingach. Uważają one, że są coś warte o tyle, o ile zostaną zaangażowane do jakiejś roli. Jeśli nie - nie istnieją. Pojawiają się wypowiedzi młodych osób sugerujące lub będące wprost propozycją ich „kupna”. Dzieci chcą być kupowane, a dzięki temu stają się w swoich oczach ważne, docenione, nawet jeśli nie mają zagwarantowanej długoletniej kariery. Kiedyś jednak dzieci te tracą angaż w wielkiej produkcji. Z różnych powodów: kończy się umowa, film staje się nieopłacalny bądź… po prostu mija czas i dzieci stają się starsze, nieatrakcyjne dla show-biznesu. Zostają wtedy z rozczarowaniem, brakiem innych umiejętności, z trudem odnajdują się w społeczeństwie.

Trzeba powiedzieć, że udział w takich przedsięwzięciach nie wyklucza bycia jednocześnie dzieckiem. To, czy uda się połączyć pracę i zabawę, zależy w największym stopniu od roztropności rodziców. Nic nie zastąpi systematycznej nauki w szkole i kontaktu z rówieśnikami. Wielu rodziców powie, że ich dziecko ma talent. Przecież nie można go zmarnować! Według mnie najlepszą formą rozwoju talentu jest pomoc długoterminowa, niekoniecznie kariera medialna. Istnieje wiele szkół artystycznych oraz stypendiów, które pozwalają kształcić zdolną młodzież. Warto trochę się rozejrzeć…

PRZYSZŁOŚĆ


Karol Czachorowski

Przyszłość wokół nas

            Współczesny świat jest zorientowany na nieustanne „parcie naprzód” – o pozycji krajów na arenie międzynarodowej decyduje rozwój technologiczny, zaś w życiu prywatnym zalewani jesteśmy coraz to bardziej wymyślnymi gadżetami. Z drugiej strony, postępuje wirtualizacja kontaktów poprzez portale społecznościowe, a w ofertach turystycznych pojawiają się loty wycieczkowe na Księżyc. Tym bardziej z zaciekawieniem próbujemy zatem antycypować przyszłość. Czy jednak dla każdego wygląda ona tak różowo? Na ile postrzeganie przyszłości może być uniwersalne?

            Zainteresowanie przyszłością i pragnienie sformułowania prognoz co do jej kształtu, frapuje ludzi niezmiennie od zarania dziejów. Być może wynika to ze specyfiki życia ludzkiego – nasze życie, przynajmniej w tej fizycznej formie, jest bowiem nieuchronnie skończone. Stąd, zapewne mając tylko określony czas do dyspozycji, wzmożona potrzeba jego zagospodarowania, a także ciekawość kształtu świata, którego będą doświadczały kolejne pokolenia.

            Rozważania w tym kontekście nie mogły ominąć również nauki. Wśród nauk, które w jakiejś formie starają się określić bieg dziejów oraz w pewien sposób antycypować przyszłość, znajduje się zresztą również między innymi socjologia, aczkolwiek palmę szczególności dzierży wśród takowych futurologia. Jeden z przedstawicieli obu nauk, Alvin Toffler, w swoich książkach – między innymi „Szok przyszłości” czy „Trzecia fala” – podejmuje wskazany temat w kontekście postępu cywilizacyjnego. Kładzie zatem nacisk na wymiar technologiczny, upatrując w nim podstawowego punktu wyjścia w rozważaniach zarówno nad przeszłością, jak i przyszłością cywilizacji. Można niewątpliwie – co czynią inni autorzy – zwracać większą uwagę na odmienne aspekty rzeczywistości, wyznaczać pewien element finalności – poprzez wyznaczenie swoistego kresu rozwoju ludzkości (na przykład Francis Fukuyama) – czy nawet jego załamania i degeneracji.

            Abstrahując jednak od przewidywania przyszłości i prób określania możliwych ścieżek rozwoju świata i ludzkości, warto zwrócić uwagę na inny wątek poruszanego tematu. Przyszłość jako taka – w dość szerokim znaczeniu przyszłych form cywilizacji ziemskiej (oraz być może również pozaziemskiej, jak by niektórzy mogli oczekiwać) – jest bowiem wielowątkowa; tak samo jak i postrzeganie przyszłości jest w gruncie rzeczy subiektywne w wymiarze danego społeczeństwa. Zwraca na to uwagę Toffler, pisząc o nakładaniu się fal cywilizacyjnych: nie sposób poddawać przyszłość analizie w sposób uniwersalny, ale jedynie w obrębie danego wycinka rzeczywistości o określonym stopniu rozwoju – objętym określoną falą (spośród trzech wyróżnionych: agrarnej, przemysłowej i tzw. trzeciej, charakteryzującej się nową, nieograniczoną komunikacją) i specyficzną formą jej występowania.

fot. Karol Czachorowski


            Innymi słowy, sposób postrzegania rzeczywistości i wizja przyszłości odmienna jest na przykład w krajach Europy Zachodniej od tubylczych mieszkańców Tybetu lub którejś z wysp Oceanii. Składa się na to zarówno stopień rozwoju cywilizacyjnego, jak i pewne uwarunkowania kulturowe. Jeśli zatem mówimy bądź rozważamy o „naszej” przyszłości, jest to zawsze przyszłość kontekstualna – i nie chodzi tu bynajmniej o zindywidualizowane, mniej lub bardziej sekretne plany życiowe, ale o kontekst społeczny społeczeństwa, w ramach którego żyjemy. Nieodwołanie kieruje to myśl w stronę koncepcji Petera Bergera i Thomasa Luckmanna, zawartej między okładkami „Społecznego tworzenia rzeczywistości”, tworzącej podwaliny socjologii wiedzy.

            Jeśli określony – i przyjęty – w ramach danego społeczeństwa zasób wiedzy stanowi o postrzeganiu „naszego” świata, warto niewątpliwie poszerzać jego horyzonty, aby nabierać pełniejszego obrazu (szerszej) rzeczywistości. Pozostawiając już zatem zarys teoretyczny, pora pochylić się nad kilkoma refleksjami empirycznymi.

            Wśród wielu osiągnięć ludzkości można wyróżnić szereg wynalazków, które w sposób szczególny zrewolucjonizowały nasze życie – jednym z nich jest niewątpliwie telefon komórkowy. Przedstawiony na zdjęciu, stanowiącym inspirację do podjęcia tego tematu, doskonale obrazuje wnoszone możliwości: zniesienie bariery przestrzeni w kontakcie z innymi osobami, a także poniekąd bariery czasu – w rozumieniu dostępności z praktycznie dowolnego miejsca w każdym momencie – co skutkuje również specyficznym przenikaniem się sfery prywatnej z zawodową. Choć tak popularny w skali globalnej – ponoć, jak donosi raport przygotowany przez firmę Ericsson, liczba abonamentów telefonii komórkowej przekroczyła w roku 2010 liczbę 5 miliardów ludzi (mieszkańców Ziemi było w tym momencie 6,8 mld) – nie wszędzie cieszy się taką powszechnością. Według danych z 2005 roku z portalu Nation Master (www.nationmaster.com), na przykład w Armenii jedynie 107 osób na milion było abonentem telefonii komórkowej, w Indiach – 82, w Birmie (zajmującej ostatnią pozycję na liście) – 3 osoby. W porównaniu do Wielkiej Brytanii – 1085 na 1000 mieszkańców czy Kuwejtu – 938, jest to olbrzymia różnica.

            Nie tylko jednak stan posiadania przedmiotów materialnych jest istotny. Warto zwrócić uwagę na wskaźnik ubóstwa wśród dzieci (wyznaczony indywidualnie dla każdego z krajów): na przykład dla Meksyku jest to 26.2%, zaś Polski – 15,4%; porównywalnie: Szwecja – 2,6%. Sięgając do kolejnych danych: liczby samochodów na 1000 mieszkańców, poziomu czytelnictwa, dostępu do edukacji itd., nie sposób nie dojść do wniosku, że postrzeganie przyszłości musi być względne. Podane liczby zapewne nie są same w sobie zbyt odkrywcze, ale mogą niewątpliwie prowadzić do obserwacji, że to, co przez nas jest postrzegane jako codzienność, w innych miejscach Ziemi może stanowić wciąż elitarne novitas.

            Nie sposób zatem mówić o przyszłości w sensie rozwoju ludzkości w sposób uniwersalny. Formułowane globalne ujęcia są jedynie pewną sumą zbiorczą, ale nie oddają w sposób kompletny obrazu całości. Warto mieć świadomość, że różnice kulturowe i społeczne to nie tylko kwestia odmienności obyczajów, zachowań i poglądów, a także stanu posiadania i stopnia rozwoju kontaktów społecznych – ale również odmiennego, bardzo praktycznego spojrzenia na świat i otaczającą nas rzeczywistość.

PRZYSZŁOŚĆ

Łukasz Lewicki

Tworzenie nowego człowieka

            Zdobycze biotechnologii i inżynierii genetycznej w przyszłości prawdopodobnie umożliwią dokonywanie zmian  w ludzkim organizmie na niespotykaną dotąd skalę. Czy będzie to koniec człowieka takiego jakim znamy go dziś?

Biotechnologia, wg definicji ONZ, oznacza zastosowanie techniczne, które używa systemów biologicznych, organizmów żywych lub ich składników, żeby wytwarzać lub modyfikować produkty lub procesy. Współczesna biotechnologia i inżynieria genetyczna ma zastosowanie głównie w rolnictwie oraz w ochronie środowiska, jednak wywiera już teraz olbrzymi wpływ na życie ludzkie. Wykorzystywana jest bowiem w ochronie zdrowia, m.in. w produkcji nowych biofarmaceutyków, w diagnostyce genetycznej, genoterapii oraz ksenotransplantologii.

W wielu prowadzonych dziś debatach o biotechnologii, dotyczących klonowania, badań nad komórkami macierzystymi czy manipulacjami genetycznymi na komórkach linii płciowej, wyłaniają się dwa obozy: środowisko naukowe, optujące za postępem biotechnologicznym, i osoby zaangażowane religijnie, które uważają ingerencję biotechnologii i inżynierii genetycznej w organizm ludzki za wyzwanie rzucone Stwórcy (wzgląd na koncepcję imago dei). Francis Fukuyama jest przeciwny tej polaryzacji, gdyż rodzi ona wrażenie, że jedyną drogą sprzeciwu są argumenty religijne. Autor książki „Koniec człowieka”, zauważa, że rozwój biotechnologii, przedłużenie życia czy inżynieria genetyczna, wywrą olbrzymi wpływ na społeczeństwo.



Wiemy, że zachowania ludzkie mają podłoże biologiczne i kulturowe. Uwarunkowaniami biologicznymi zajmuje się genetyka behawioralna, a kulturowymi -antropologia międzykulturowa. Badania nad bliźniętami jednojajowymi (identyczne DNA), wykazują, iż istnieją czynniki środowiskowe, wpływające na ich zachowanie. Dowodzi to, że człowiek jest częścią przyrody i kultury (którą sam stworzył). Podobnie rzecz się ma z inteligencją - jest w 50% uwarunkowana genetycznie, a w pozostałych 50% czynnikami środowiskowymi. Oznacza to implikacje dla problemu dzieci „na zamówienie” w inżynierii genetycznej w przyszłości.

Psychotropy zmieniające emocje ludzi na te bardziej pożądane to prozac i ritalin. Pierwszy przypisywany jest kobietom w depresji, daje im uczucie podobne do tego, które towarzyszy samcom alfa o podwyższonym poziomie seroniny, ritalin natomiast młodym chłopcom, którzy nie mogą usiedzieć w ławce i skupić się podczas lekcji. Ritalin i prozac niejako czyni ludzi zadowolonych z siebie i dostosowanych społecznie. Jest to model politycznie poprawny w społeczeństwie amerykańskim.

W przypadku przedłużania życia dzięki osiągnięciom zarówno biotechnologii, jak i medycyny, doprowadzamy do jeszcze bardziej starzejącej się demografii. Może to skutkować przeciążeniem systemów emerytalnych lub blokowaniem miejsc pracy przez starszych pracowników, co może doprowadzić do konfliktu pokoleniowego.

Jeżeli chodzi o inżynierię genetyczną to mamy problem tzw. dzieci na zamówienie. Pragnieniem każdego rodzica jest, by jego dziecko było jak najlepsze i osiągnęło sukces. Czy może to doprowadzić do modyfikacji DNA zarodków, aby przyszłe dzieci były inteligentne i piękne, co pomoże im odnieść sukces? Czy może to doprowadzić do tworzenia się nowej kasty ludzi „genetycznie lepszych” tylko dlatego, że ich rodzice mieli wystarczające zasoby finansowe? Czy wręcz przeciwnie, będzie to narzędzie wyrównywania szans dzieciom mniej inteligentnych rodziców? Bardziej prawdopodobny byłby chyba scenariusz pogłębiania się różnic.

Nawet jeżeli sen o inżynierii genetycznej nigdy się nie spełni, pierwsze trzy stadia rozwoju biotechnologii - większa wiedza o genetyce, neurofamakologii oraz przedłużenie życia - wywrą olbrzymi wpływ na politykę w XXI. Zmieni się także spojrzenie na osobowość i tożsamość ludzką oraz zainicjowane zostaną na nowo spory o ideały równości i swobodę wyborów moralnych.

Jeśli wolno mi zauważyć, zarówno biotechnologia, jak i inżynieria genetyczna, mogą przyczynić się do postępu cywilizacyjnego. W dalekiej przyszłości być może stworzymy człowieka wyzwolonego spod praw ewolucji i wciąż doskonalącego się przez odkrycia naukowe i modyfikacje na samym sobie. Być może zwiększenie ilorazu inteligencji ludzkiego mózgu pozwoli nam lepiej niż dotychczas zrozumieć istotę praw rządzących wszechświatem i ludzkim mózgiem. Być może to droga do nieśmiertelności. Jednak mój optymizm nie może przesłonić faktu, iż jest to tylko teoretyzowanie, nie mające przełożenia na praktykę, a nawet jeśli, to możliwe, że negatywne skutki doprowadzą nas tam, gdzie nigdy nie chcielibyśmy się znaleźć. Być może cena postępu biotechnologii jest zbyt wysoka - może powinniśmy zostawić rozwój człowieka prawom natury. Ostateczną ocenę pozostawiam refleksji czytelników. 

piątek, 1 kwietnia 2011

WYDARZENIA

Karolina Nowicka

LUBLIN - ESK 2016- „ZA- LOGUJ SIĘ”!


         Społeczeństwo obywatelskie jest wyrażeniem, które coraz częściej słyszymy w dzisiejszym dyskursie publicznym. Jedni zauważają oddolne samoorganizowanie się i aktywne uczestnictwo w życiu swojej małej ojczyzny, a inni twierdzą, że funkcjonuje ono w znikomym stopniu we współczesnym świecie.
        
         Lublin jest przykładem takiego społeczeństwa obywatelskiego. Od jesieni 2009 miasto zaczęło starać się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016.  Od połowy października 2010  aktywność wzbiła się na wyższy poziom. Dowodem tego może być społeczno- wolontariacka akcja  „Za-loguj się” .

fot. Karolina Nowicka


         Jej celem było zebranie podpisów popierających kandydaturę Lublina, upowszechnienie wiedzy na temat Europejskiej Stolicy Kultury oraz integracja społeczeństwa wokół tej idei.
Skąd nazwa akcji? - "Za" bo popieramy te dążenia, "loguj" - bo wchodzimy w to i chcemy się zaangażować w różnego rodzaju działania, by zdobyć ten tytuł - tłumaczyli wolontariusze z Warsztatów Kultury. Od 18 lutego zebrali oni 9 tysięcy podpisów lublinian i nie tylko. Akcję poparli ludzie ze Szwecji, Anglii, Łodzi, Krakowa, a  nawet konkurencyjnej Warszawy. Podpisy w kolorach zielonym, czerwonym i czarnym utworzyły logo Lublin ESK 2016. Jak twierdzi jeden z wolontariuszy, zebrane  podpisy świadczą o tym, jak bardzo kultura jest ważna dla mieszkańców i jak bardzo mieszkańcy chcą ją tworzyć.

         Finał akcji odbył się  20 marca 2011 roku na placu Litewskim o godzinie 15. Organizatorzy zapewnili atrakcje, takie jak: występy kuglarzy, bębniarzy, grupy Nizar, malowanie na twarzy loga miasta oraz wypuszczenie 1000 zielonych i czerwonych balonów. Pomimo chłodu większość uczestników happeningu wytrzymała do końca.

         Jeśli ktoś złożył podpis, może się poszukać, oraz docenić inicjatywę i rezultaty  pracy wolontariuszy. Czekamy na kolejne przejawy aktywności obywateli Lublina. I nie tylko.



fot. Karolina Nowicka

fot. Karolina Nowicka

fot. Karolina Nowicka

fot. Karolina Nowicka

fot. Karolina Nowicka

fot. Karolina Nowicka

fot. Karolina Nowicka

fot. Karolina Nowicka

fot. Karolina Nowicka

fot. Karolina Nowicka

fot. Karolina Nowicka



fot. Karolina Nowicka